niedziela, 26 kwietnia 2015

Wegański "Sernik" z nerkowców (raw food)

                Ostatnio pokazałam tu rodzinny przepis na tradycyjny, puszysty sernik. Ale, jak już przy tej okazji napisałam, zjem go dopiero za rok. Ciasto oparte na serze, jajkach i śmietanie nie da się wpisać w wegańską dietę. Co nie znaczy, że taki sernikolub ja ja, jest w stanie całkowicie odmówić sobie serników. No way! Jak do tej pory, najbardziej udaną próbę podrobienia sernika znalazłam w książce Maćka Szaciłły i Karoliny Kopocz "Karolina na detoksie" (z moimi zmianami). 

            Co więcej, jest to przepis nie tylko wegański (jak to u mnie, zawiera miód, ale ortodoksyjni weganie mogą zastąpić go np. syropem z agawy), ale również "raw food" czyli przygotowany bez obróbki termicznej. Polecam również nieweganom, dla których "raw food" oznacza tyle, że można go przygotować bez użycia piekarnika. Jest też bardzo zdrowy - w całości zrobiony z ziaren, orzechów, suszonych owoców i soku  cytryny z niewielkim dodatkiem miodu i tłuszczu. Przepis na tortownicę o średnicy 24 cm. 

Wegański Sernik z Nerkowców (raw food)


czwartek, 23 kwietnia 2015

Niemożliwie Dobry Sernik (na śmietanie)

              Niewiele jest na świecie rzeczy niemożliwych (Oksymoron, prawda? Coś "jest niemożliwe" - "niemożliwe" nie może "być" - zasada podwójnego zaprzeczenia w języku polskim mnoży doprawdy problemy ontologiczne). Ale na pewno, na pewno nikt na calutkim świecie nie kocha serników tak jak ja. I nikt, z całą pewnością, tak za nim nie tęskni. Pamiętam z dzieciństwa, że moja Mama piekła kiedyś sernik doskonały ... kremowy, ale wystarczająco zwarty, by po roztarciu go między palcami pozostawały na nich okruszki, a nie lepka maź. Leciutki, niemożliwie puszysty, prawie jak chmurka (popatrzcie tylko na zdjęcie i od razu pojmiecie w czym rzecz). Ten sernik przez ostatnie dziesięć lat był tylko wspomnieniem ...

              Nie, nie zgubiłam przepisu. Po prostu, po przeprowadzce do Warszawy nagle przestał się udawać. Czego my nie próbowałyśmy! Najpierw winiłyśmy piekarnik. Próbowałyśmy podnosić i obniżać temperaturę, włączać i wyłączać termoobieg, piec go w kąpieli wodnej. Nic z tego. W domu pojawił się nawet nowy piec, a sernik wciąż zbyt wilgotny ... zwiększanie do granic absurdu ilości mąki ziemniaczanej lub kaszki manny, a nawet chemiczne polepszacze zwyczajnie nie przynosiło rezultatu. Kombinowałyśmy z serem, pozbawiałyśmy go wody trzymając całą noc na sicie a nawet odciskając. Bezskutecznie. 

               A najsmutniejsze było to, że nikt, ale to nikt nie rozumiał o co nam chodzi. Ze skwaszonymi minami przynosiłyśmy do degustacji kolejne ciasto i zawsze słyszałyśmy to samo "Przecież jest dobry ...". No dobry, ale wciąż nie ten. Od trzech lat byłyśmy przekonane, że diabeł tkwi w serze, ale przecież nikt nie będzie jeździł 250 km po twaróg! (Chociaż było blisko!). Próbowałyśmy kupować zwykły ser od tzw. "bab" i mielić ręcznie, przewinęło się przez naszą kuchnię milion firm i gatunków łącznie z mascarpone. A zapomnijcie. Nic z tego. Aż wreszcie znalazłam. Gdy wyrzuciłam go z wiaderka do odsączenia i po dwóch godzinach okazało się, że płócienna ściereczka na której leżał jest sucha, wiedziałam, że wreszcie znalazłam właściwy ser. Tylko PIĄTNICA!!! (To nie jest wpis reklamowy, to najprawdziwsza prawda, przysięgam!). 

              W tym roku mieliśmy na Wielkanoc sernik idealny! I musiało się to zdarzyć akurat tego roku, w którym prowadzę swój roczny, wegański, eksperyment ... ech. To się właśnie nazywa złośliwość losu, co? "Nic to", jak mawiał Pan Wołodyjowski. Czekałam 10 lat, poczekam jeszcze 8 miesięcy. Ale już dziś mogę Wam powiedzieć, co będę robić 1 stycznia 2016 roku. Będę piekła sernik! I to on właśnie jest winien temu, że nie zostanę weganką przez całe życie, za co z góry wszystkie pięknookie Mućki, bardzo gorąco przepraszam. Chociaż myślę, że gdyby go spróbowały, szybko podpisałyby trójstronne porozumienie ze mną i Piątnicą. Uwierzcie mi. Jeżeli JA mówię Wam o serniku, że jest doskonały, to tak po prostu jest ...


Niemożliwie Dobry Sernik Na Śmietanie


środa, 22 kwietnia 2015

Domowe Mleka Roślinne ... a na deser trufle

              Właściwie od przedszkola nie piłam czystego mleka. Ale dopiero podczas wegańskiego eksperymentu uświadomiłam sobie jak ogromne ilości mleka zużywam mimo to. Przynajmniej dwie kawy dziennie, budynie, zupy, niemal każde ciasto, płatki, gofry. A teraz w dodatku wszędzie tam gdzie kiedyś użyłabym śmietany lub jogurtu. A, niestety, o ile mleko krowie należy do produktów najbardziej podstawowych, najtańszych i powszechnie dostępnych, o tyle z mlekami roślinnymi sprawa ma się zupełnie inaczej. Są 3 do nawet 5 razy droższe, niemal niedostępne w popularnych sklepach, a jeżeli już uda się je znaleźć, to są słodzone. 

             Do najtańszych i najpopularniejszych należą, oczywiście, mleka sojowe. W znanych dyskontach można je kupić już nawet poniżej 5 zł za litr. Jeżeli przyzwyczaicie się do specyficznego posmaku, nadaje się do kawy, przygotowania budyniu czy ciasta. Niestety, jest baaardzo słodkie, nie sprawdzi się więc w gotowaniu. Dlatego właśnie większość wegan bardzo szybko uczy się przygotowywania mleka roślinnego w domu. Nie jest to trudne, wymaga jednak trochę pracy. Wypada za to niezwykle tanio i zdrowo. Pokazywałam już kiedyś tutaj mleko ryżowe. Pora na kolejne. Dziś będzie owsiane, jaglane i migdałowe. 




środa, 15 kwietnia 2015

Wegańska Wielkanoc

                 Czy potraficie wyobrazić sobie wielkanocne śniadanie u kogoś to nie je mięsa, serów, jajek? Jak to?  Co szynką, pasztetem, białą kiełbasą, jajkami w majonezie, sernikiem?! A jednak można. Nie będę Wam wmawiała, że to dokładnie te same smaki. Z pewnością nie. Ale myślę, że udało mi się w tym roku przygotować dość tradycyjne, choć w pełni roślinne śniadanie. Był żurek (owsiany z dodatkiem wędzonego tofu), jajka w majonezie, tradycyjna sałatka (z fasolowym majonezem), pasztet (z cieciorki), biała kiełbasa (sojowa) w piwie, sernik (z kaszki manny) i mazurek. 
                  Wiem. Trochę się spóźniłam z tym wpisem. Czasami się zastanawiam jak koleżanki bloggerki radzą sobie z wpisami na specjalne okazje. Jakoś nie mam sumienia karmić rodziny świątecznymi przysmakami już na miesiąc przed terminem. W końcu często są to smaki na które czeka się cały rok. Wybaczycie? Myślę, że mogę też obrócić to na swoją korzyść. Macie gwarancję, że pokazuję Wam potrawy, które naprawdę gościły na naszym wielkanocnym stole. Może przepisy przydadzą się komuś za rok? :)