Wiem, wiem. Nie dość, że dawno mnie nie było, to jeszcze trochę spóźniłam się na Tłusty Czwartek. Ale nie tak do końca. W końcu weekend obżarstwa trwa aż do wtorku, kiedy Ostatkami (w mojej rodzinnej Wielkopolsce zwanymi "Podkoziołkiem").
W każdym razie, w tym roku postanowiłam uczcić końcówkę karnawału trochę po amerykańsku; zamiast tradycyjnych pączków robiąc . . . donaty. To nic innego niż polska wersja słowa "donuts" czyli pączków z dziurką, którymi we wszystkich kryminalnych serialach zajadają się amerykańscy policjanci.
Od naszych tradycyjnych pączków donaty odróżnia przede wszystkim fakt, że choć również smaży się je w głębokim tłuszczu, to zamiast drożdży używa się do nich proszku do pieczenia. Efektem jest mniej puszyste ciasto, dla mnie coś jakby forma przejściowa między pączkiem a faworkiem.
Naszych podniebień donaty nie podbiły i w efekcie smażę dziś najnormalniejsze, tradycyjne pączki. Ale przynajmniej kolejny kulinarny eksperymentu uznaję za zaliczony, choćby w ramach ciekawostki. Za to dla fanów gatunku będą pewnie nie lada gratką.
D o n a t y
Składniki:
- 3/4 szklanki oleju
- 1/2 szklanki cukru
- 4 duże jajka
- 1 1/2 szklanki maślanki
- 5 1/2 szklanki przesianej mąki pszennej tortowej
- 2 stołowe łyżki proszku do pieczenia
- 1/2 łyżeczki soli
- 1/2 łyżeczki cynamonu
- szczypta gałki muszkatałowej
- 2 l oleju do smażenia
Wykonanie:
Wymieszałam ze sobą wszystkie sypkie składniki. Jajka ubiłam z cukrem i olejem, wymieszałam z maślanką i powoli wyrabiając mikserem dosypywałam połowę suchej mieszanki. Ciasto wyłożyłam na stół i wyrabiałam ręcznie z resztą suchych składników. Rozwałkowałam na grubość 1 cm i bardzo szeroką szklanką wycinałam koła, a następnie w każdym z kół wycinałam dziurkę kieliszkiem.
Rozgrzałam olej i smażyłam w nim pączki z dwóch stron na złoto. Lekko przestudzone oblałam czekoladowym lukrem i posypałam kolorową posypką.
Robiłam w tym roku właśnie tak owe, tylko że właśnie drożdżowe i dla mnie były szałowe:) Do takiego donata kawa w styropianowym kubku obowiązkowa! Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńSzanowna Pani czy na tym drugim i trzecim zdjęciu sa włosy na pączkach?? jesli to nie włosy to z góly przepraszam za pomyłkę!
OdpowiedzUsuńAleż bardzo możliwe! To są prawdziwe zdjęcia prawdziwego jedzenia, a nie laboratoryjna wystawka z ekskluzywnego hotelu! Gotuję w domu, w którym mieszkają z nami pies i kot. Gdy zastyga polewa, której nie da się przecież przykryć, zdarza się, że doczepi się do niej jakiś kudełek. Nie jest to obowiązkowy element smakowy, oczywiście, jeśli komuś nie odpowiada, obowiązku odwiedzania nas nie ma. Z góry przyznaję też, że wolę taki domowy rozgardiasz niż paczkowane sterylności. Na szczęście każdy ma wybór. PS. Dodam, że nikt się jeszcze iczym u mnie ani nie otruł, anie nie udławił. Pozdrawiam!
UsuńOk, pisz bez zbędnych przymiotników i komentarzy od siebie. To wkurza.
OdpowiedzUsuńBez urazy. To mój blog i będę w nim robić na co mam ochotę i jak mam ochotę. Jeżeli Cię wkurza, nie musisz zaglądać. A trolle nie są tu mile widziane. Zwłaszcza anonimowe.
Usuń