Nie, nie. Nie z blogiem. Ta mała internetowa chatka, stała się moim nałogiem, nawet jeśli w natłoku codzienności znikam czasem na kilka tygodni :)
Nawet jeśli chwilowo nie piszę, to przecież gotuję i piekę, więc już za chwileczkę, już za momencik obiecuję nadrobić zaległości.
A żegnam się z latem. I, niestety, z ogrodem, który w zminiaturyzowanej wersji przenosi się już na parapety naszego małego domku. Co ma ogród do gotowania? Ależ wszystko! Zawdzięczam mu w tym roku nieznające chemii dynie, kabaczki, cukinie, patisony, bób, groszek, fasolkę szparagową, jabłka, śliwki, trochę rabarbaru, odrobinę agrestu, ciemne winogrono, sałatę, rukolę, portulakę, koperek, natkę pietruszki, pomidory w 5 gatunkach, buraczki, szczypiorek, ogórki, bazylię (zwykłą, czerwoną, grecką, cynamonową i cytrynową), rozmaryn, lubczyk, tymianek, lebiodkę (czyli oregano), cząber, truskawki, poziomki i inne cuda.
A tym, którzy chcieliby, ale wydaje się im, że w warszawskim betonowym blokowisku się nie da, podpowiem, że wszystkie zioła, truskawki, poziomki, pomidory, portulaka, sałaty, natki rosną u mnie w balkonowych korytkach, doniczkach a nawet pudełeczkach po serkach i jogurtach. I to przez cały rok :)
Jak tylko będę miała balkon, też sobie założę taki mini ogródek. Bo strasznie mi tęskno za moim...
OdpowiedzUsuńGin, ja też balkonu nie posiadam :) Zimą ustawiam to wszystko na okiennych parapetach :)
Usuń