poniedziałek, 30 czerwca 2014

Nowy tort i wakacje

Każde zamówienie na nowy tort to nowa przygoda. Najczęściej jest, niestety, tak, że dzwoni telefon i słyszę "Dzień Dobry, bo ja byłam na urodzinach X. Robiła tam Pani taki tort z Y i chciałabym zamówić taki sam". Trudno. Robię taki sam, albo proponuję niewielką zmianę. Ale zdarza się czasami nieco bardziej ekscytujące zadanie, które pozwala mi zaszaleć. 

I tak właśnie było tym razem. Żadnych ograniczeń. Krótkie zadanie: co najmniej 35 porcji i temat: wakacje. No i wreszcie, po kilku miesiącach mogłam stworzyć zupełnie nowy model tortu. Solenizantka zadowolona i ja też. Ciekawe czy Wam się spodoba. Dodam tylko, że tort jest (był) w 100% jadalny. 



poniedziałek, 23 czerwca 2014

Mięt(r)us czyli "No to świętujemy!"

Wprawdzie przedłużony weekend właśnie się skończył, ale ja powód do świętowania mam nawet niejako potrójny: 1) Dzień Ojca, 2) jutrzejsze imieniny mojej Mamy, 3) Kilka dni temu ktoś z Was odwiedził Chatkę po raz 200 000 - dziękuję! Z tej okazji wyjątkowe ciacho. Oczywiście, z truskawkami, ale uwaga!!! Miętowe!!!




środa, 18 czerwca 2014

Portulaka i śmietankowe jajo

Moja znajomość z portulaką nie pochodzi z Portugalii. Nie pochodzi też z rozległej wiedzy kulinarnej ani zawziętego poszukiwania nowości. Pochodzi za to z własnego ogródka :)
Ot, któregoś pięknego dnia weszłam po prostu do ulubionego sklepu z nasionami w poszukiwaniu nowych ziół. Po wykupieniu wszelkich rodzajów bazylii (cytrynowej, czerwonej i cynamonowej), po chwili zastanowienia dorzuciłam jeszcze paczuszkę nasion rośliny, o której nie wiedziałam nic. Tak w ramach eksperymentu. Okazało się, że rośnie łatwo i szybko, zbiera się już po kilku tygodniach od zasiewu i nie ma specjalnych wymogów - wystarczy doniczka i trochę ziemi do kwiatów. I tak portulaka dołączyła do mojego kuchennego repertuaru. 




wtorek, 17 czerwca 2014

Szparagi z szynką i orzechami

Czerwiec to najpiękniejszy z miesięcy. Wychodzę z domu na najprostsze zakupy i po miesiącach oglądania głównie marchewki i selera, nagle zwykły, osiedlowy stragan zamienia się w Campo di Fiore. Czuję się tam bez mała jak w skarbcu Alladyna i podejrzewam, że niektóre kobiety przeżywają podobne oszołomienie tylko w butikach, ew. sklepach obuwniczych. Mnie zdarza się to jeszcze w księgarniach. Truskawki, czereśnie, wiśnie, pierwsze morele, maliny, szpinak, kurki i one. Szparagi. 

Specjalistką od szparagów była Babcia Alicja. Polowała na nie już w maju i przyrządzała tak, że wszystkim buty spadały. A musiała się sporo naszukać, bo w latach 60-tych i 70-tych w małej miejscowości na Dolnym Śląsku szparagi były nie lada rarytasem. Dla Babci było to wspomnienie majętnego, wielkopolskiego stołu jeszcze z międzywojnia. Dla mnie to wspomnienie Babci. Białe, miękkie aromatyczne szparagi utopione w beszamelu, polane zrumienioną tartą bułą, z których resztek powstawała kremowa zupa-cud, koniecznie z domowymi łazankami. Ewentualnie zielone, zawinięte w szynkę z kawałkiem jajka. Z czasem nauczyłam się na nie jeszcze kilku innych sposobów i ten dzisiejszy jest jednym z nich, ale najlepsze na świecie i tak już zawsze będą te babcine, których jest dla mnie syntezą. Wyglądając stosunkowo nowocześnie, mają w sobie coś z elegancji wysokiego mieszkania w starej kamienicy i wielkiego, okrągłego stołu w salonie Babci. 




niedziela, 15 czerwca 2014

Sernik: 2x truskawki, 2x czekolada

Staram się unikać takich określeń w stosunku do tego, co sama ugotuję lub upiekę (tak, taka jestem niedzisiejsza i marketingowo oporna), ale ... to ciasto jest obłędne! Nie można mu się oprzeć. Nie da się skończyć jedzenia na jednym kawałku. Czekoladowy spód, puszysta masa serowa i truskawki. Prawdopodobnie najlepsze, co kiedykolwiek upiekłam. Zdjęcie nie oddaje nawet 10% smaku. Ten, kto spróbuje, będzie wiedział, czy polubić ten blog czy o nim zapomnieć. Będzie wiedział o mnie wszystko.




sobota, 14 czerwca 2014

Już są!!! Kurki, nie kury.

Zwykle przynosiła mi je Julka, ale widać zamążpójście jest na tyle ograniczające czasowo, że tym razem jakoś nie wyszło (a może jeszcze się uda?). Dostałam więc słoiczek już takich gotowych, w occie. I musiałam sama sobie kupić ...  argh, jakie to drogie! Ale uczucie jakim darzę te pierwsze, nieduże, złote grzyby skutecznie uciszyło nawet moją skąpą, poznańska naturę. I oto one: kurki na ostro, smażone na maśle, w towarzystwie makaronu i rukoli. 

Co można zrobić z kurek? Oczywiście, jajecznicę. Ale to wiedzą i robią wszyscy. Wrzucić do octu, ale takie już mam. Pierogi (no, chyba bym się zapłakała wrzucając tak drogocenny produkt do pierogów). No to makaron.

I w ten sposób narodził się kolejny z moich ulubionych miksów polsko-włoskich. Włochy reprezentują: rukola i penne (po polsku makaron-rurki), koniecznie z pszenicy durum. Polskę reprezentują: kruche, przyprawione na ostro kurki i klarowane masło. I nic tu więcej nie jest potrzebne.



czwartek, 12 czerwca 2014

(Nie)snobistyczny Camembert

Były takie czasy, gdy w naszym kraju nad Wisłą, Camembert uważany był za snobizm, a tzw. "normalni zjadacze chleba" twierdzili, że zajeżdża starymi skarpetkami. Na szczęście ów czas minął, a Camembert, lepszej lub gorszej jakości (oryginalny wytwarzany jest wyłącznie przez kilkuset producentów z Orne w Normandii) dostępny jest w każdym sklepie i to nawet za stosunkowo niewielkie pieniądze (zdarzyło mi się już nawet kupować poniżej 3 zł za krążek). 

Używanie go do kanapek jest oczywiste (osobiście uwielbiam wersję z majonezem i plasterkiem jabłka - spróbujcie!), panierowanie i smażenie również. Ale najbardziej lubię go w wersji piekarnikowej, tłumacząc sobie, że przecież zawsze to lepiej niż w kalorycznej, chłonącej tłuszcz panierce (złudne - już sam ser jest bardzo kaloryczny).


środa, 11 czerwca 2014

Się makrelę je, je, jeeee!

Się też wie: ryby są zdrowe. Tylko ostatnio tak się jakoś porobiło, że są też nieco snobistyczne. Łososie, sole, halibuty, tuńczyki kosztują fortunę. Sama należę w dodatku do tych świrów, którzy ponad ich smak, przekładają rodzime pstrągi, dorsze, flądry i okonie, które nie rujnują portfela aż tak. Podobnie jest z rybnymi śniadaniami - puszka tuńczyka wystarczająca na 3 kanapki to najmarniej 4 zł z kawałkiem. Wędzona makrela podobnie, tyle, że nakarmisz nią całą rodzinę. Wiedźma zaprasza na śniadanie jak z dzieciństwa. 




wtorek, 10 czerwca 2014

Ja Cię tortę! :)

Pamiętam, jak kiedyś jeden z kolegów na propozycję, że mogę upiec na szybko ciasto zareagował "Jak to upiec ciasto?!" "No, normalnie. A skąd się biorą ciasta?" "Z cukierni!". Niewątpliwie :) Tak drastyczny przypadek zdarzył mi się raz, ale często słyszę, że pieczenie trudne, drogie, czasochłonne. Że Babcia, czasem Mama, to owszem, tak, ale ja?! Przecież dziecko, dom, brak czasu. A jeszcze tort? W życiu! Biszkopt, krem - zbyt skomplikowane. "To se ne da" jak mawiają południowi sąsiedzi. 

Otóż, nic bardziej mylnego. Da się. Dlatego dzisiejszy wpis nie będzie jednym spójnym przepisem, a raczej rodzajem inspiracji (żeby nie napisać "lekcją") na temat domowego ciasta (żeby nie napisać "tortu") - biszkoptowego z kremem i owocami - szybko, na dwa sposoby i na tysiąc innych możliwości. 





poniedziałek, 9 czerwca 2014

Wiedźma zaprasza na torty!

Powracam na dobre i z nową pasją! Nowym dodatkiem na moim blogu będą torty. 

Więcej zdjęć i informacji można znaleźć pod adresem:

http://nakurzejstopce.blogspot.com/p/torty-wiedzmy.html

lub

na górze strony, w zakładce "Torty Wiedźmy".

Zapraszam!