poniedziałek, 31 stycznia 2011

Makowy Tort z Białą Czekoladą

Człowiek ma czasami urodziny. Ja też. Chwalić się niespecjalnie jest czym, bo to już po raz ostatni dwójka  z przodu. Za to spokojnie mogę pochwalić się tortem, na który przepis pożyczyłam sobie od Dorotus z bloga Moje Wypieki. Zmian dokonałam bardzo niewielkich, a wyszedł naprawdę fantastycznie. Połączenie chrupiącego, makowego biszkoptu z bitą śmietaną i białą czekoladą okazało się po prostu doskonałe.

Tort Makowy z Kremem z Białej Czekolady



Składniki na biszkopt:
  • 5 jajek
  • szczypta soli
  • 15 dag cukru pudru
  • 2 łyżki mielonych migdałów
  • 12 dag mąki pszennej
  • 2 łyżki mąki ziemniaczanej
  • 1 płaska łyżka proszku do pieczenia
  • 20 dag suchego maku
Składniki na krem:
  • 30 dag białej czekolady
  • 400 ml śmietany kremówki
 Składniki na poncz do skropienia biszkoptu:
  • 1 szklanka herbaty
  • 50 ml spirytusu


Użyłam jeszcze słoika konfitury z nektarynek produkcji Mojej Mamy i kawy cappucciono do ozdobienia.

Wykonanie:

Oddzieliłam białka od żółtek i ubiłam na sztywną pianę ze szczyptą soli. Domieszałam żółtka i mieszając ręką powoli dosypywałam sypkie składniki. Natłuściłam tortownicę o średnicy 28 cm, wysypałam bułką tartą i przelałam ciasto. Piekłam 45 minut w 180 stopniach. Wyjęłam z formy, wystudziłam i przekroiłam na pół.

Gdy ciasto stygło roztopiłam czekoladę na parze i zmiksowałam z ubitą kremówką. Blaty skropiłam herbatą z alkoholem, smarowałam konfiturą i kremem. Złożyłam i posmarowałam reszta kremu, a wierzch posypałam kawą. 



S m a c z n e g o !

sobota, 29 stycznia 2011

Tarta na "te" dni

Mój ulubiony dowcip: "Wiecie dlaczego kobieta przed okresem gotuje obiad w 12 garnkach? BO TAK!!!!!!!" I wmawiam sobie, że go lubię, bo umiem się śmiać sama z siebie. Może w ramach psm nie zabijam ludzi wokół, ale za to gwałtownie wzrasta mi potrzeba czekolady. Próbowałam kiedyś zastąpić ją magnezem i chromem w pigułkach.  Też działa. Ale sprawia mi znacznie mniej przyjemności, niż ta cudowna tarta, która przez resztę miesiąca byłaby chyba absolutnie niejadalna ze względu na poziom słodyczy. Uwaga - to jest przepis tylko dla rasowych łasuchów!

Czekoladowa Tarta z Krówką Pod Bezową Pierzynką



Składniki:
(porcja na tortownicę 22 cm)

  • 20 dag mąki
  • 3 jajka
  • 8 dag masła
  • 1 cukier waniliowy
  • 6 łyżeczek czekolady w proszku
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 1/2 szklanki cukru
  • 2 szczypty soli
  • 1 mała puszka masy krówkowej (330 g)

Wykonanie:

Oddzieliłam żółtka od białek. Białka ze szczyptą soli wrzuciłam do miksera, żeby ubijały się na sztywną pianę i zabrałam się za ciasto. Posiekałam mąkę z proszkiem, szczyptą soli, masłem, żółtkami, cukrem waniliowym i 4 łyżeczkami czekolady. Wylepiłam gotowym ciastem natłuszczoną tortownicę, posypałam resztą czekolady uformowałam brzeg i wylałam do środka masę krówkową.Do białek dorzuciłam 1/2 szklanki cukru, zmiksowałam krótko i wyłożyłam na wierzch. Piekłam około 40 minut w 180 stopniach.
Kto ma ochotę, może zrobić wersję bardziej szlachetną. Można użyć startej czekolady o wysokiej zawartości kakao i samodzielnie zrobić kajmak i zmieszać go z siekanymi orzechami. Można po wierzchu polać stopioną czekoladą. Można wszystko.



S m a c z n e g o !

czwartek, 27 stycznia 2011

Biały Wieczór



Bo ja kocham biel. Tą za oknem też. Szczególnie, kiedy wieczorem skrzy się na gałązkach pod moim oknem. Albo gdy powoduje, że częściej odwiedza nas Basia (zaprzyjaźniona wiewiórka). Albo jak wczoraj, kiedy do powieszonej na naszym bzie słoniny zleciało się aż 6 sikorek! Jednocześnie, tylko mi śmigały te ich żółte brzuszki za oknem. A ja mogłam sobie na to popatrzeć, zupełnie za darmo, za to z gorącą filiżanką w dłoniach. A w filiżance gorąca, biała czekolada. 

B i  a ł a    C z e k o l a d a    n a    G o r ą c o
(porcja na 4 spore filiżanki) 


Składniki:

  • 2 szklanki pełnotłustego mleka
  • 1 tabliczka białej czekolady
  • kilka kropelek olejku waniliowego
  • 1 łyżeczka kawy rozpuszczalnej

Wykonanie:

Ach, jakie to proste. Ot, w jednym garnuszku nastawiłam mleko, a w drugim wodę. Mleko zostawiłam samemu sobie, a na garnku z wodą powiesiłam za uszy drugi garnuszek, troszkę mniejszy, i wrzuciłam do niego połamaną czekoladę. Kiedy kostki zrobiły się zupełnie miękkie, przełożyłam je do gorącego mleka, przechyliłam buteleczkę z olejkiem i zmiksowałam, żeby całość ładnie się spieniło. Zostało już tylko rozlać do filiżanek i posypać kawą. Trochę po to, żeby ładniej wyglądało, trochę, żeby lepiej pachniało, ale najbardziej jednak dla smaku. Bo ta czekolada jest jednak bardzo słodka i warto ją przełamać odrobiną kawowej goryczki.

Ale, ale . . . filiżanka pełna i nic do przegryzienia?! No przecież chyba nie w moim domu! I w ten sposób znów popełniłam Milanaise, bo jeszcze bardziej niż śnieg, lubię, gdy ciastka pachną cytrusami. 

C i a s t e c z k a    M e d i o l a ń s k i e


Składniki:

  • 40 dag mąki
  • 10 dag mąki ziemniaczanej
  • 1 kostka miękkiego masła
  • 20 dag cukru
  • 3 jajka
  • szczypta soli
  • skórka otarta z 2 cytryn i 1 pomarańczy

Wykonanie:

Masło zmiksowałam na puch z solą i cukrem. Po kolei dodawałam jajka, skórki owocowe, a na końcu mąki. Uformowałam kulę i schowałam do lodówki, żeby ładnie stwardniało. Rozwałkowałam i puściłam w ruch foremkę-serduszko. Piekłam około kwadransa w około 180 stopniach. A kiedy wystygły leciutko jeszcze polukrowałam, żeby iskrzyły mi ładnie, jak śnieg w naprawdę mroźny wieczór. 


S m a c z n e g o !

A przepis na biały wieczór, zgłaszam do akcji:

niedziela, 23 stycznia 2011

Kremowy Makowiec na Jabłkach

Wprawdzie nigdy nie byłam na forum Cin Cin, ale jednak wpis Tatter obwieszczający Weekend Makowy zdopingował mnie do wykorzystania masy makowej, która czekała sobie w zamrażalniku od świątecznego makowca. Szybko przejrzałam zgromadzoną przez lata bazę przepisów i wybrałam coś znacznie lżejszego niż tradycyjny makowiec. A ponieważ wyszło doskonale, to się chwalę.  

K r e m o w y   M a k o w i e c   n a    J a b ł k a c h



Składniki:
  • budyń z 1/2 l mleka (w moim przypadku domowy z 1/2 l mleka, 2 łyżek mąki pszennej i 2 łyżek krupczatki oraz 4 łyżek cukru)
  • masa makowa(użyłam po prostu tyle, ile miałam)
  • 4 duże jabłka
  • 20 dag masła
  • 10 dag cukru
  • 1 cukier waniliowy
  • aromat cytrynowy
  • 25 dag mąki
  • 3 jajka
  •  
I dodatkowo na kruszonkę:
  • 5 dag masła
  • 5 dag cukru
  • 10 dag mąki
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia

Składniki:

Masę makową zmiksowałam z wystudzonym budyniem. Jabłka obrałam i pokroiłam w plasterki. Masło utarłam z cukrem, cukrem waniliowym i szczyptą soli oraz zapachem cytrynowym. Kolejno wbijałam jajka, a na końcu zmieszaną z proszkiem do pieczenia mąkę.
Ciasto rozsmarowałam a natłuszczonej i wysypanej bułką tartą blasze, wyrzuciłam na nie jabłka, a na nich rozłożyłam masę makową. Szybciutko czubkami palców zagniotłam kruszonkę i wstawiłam do pieca. Piekło się to cudo około godziny w 180 stopniach. 

S m a c z n e g o !

wtorek, 18 stycznia 2011

Cytrynowe Ciasto z Polentą

Jakiś czas temu, zupełnym przypadkiem i niezupełnie świadomie, za to za niemałe pieniądze nabyłam 2 kg oryginalnej włoskiej polenty. Od tej pory stoi sobie w szafce niemal zupełnie nienaruszona, bo jakoś nie mam na nią weny. Tym bardziej, że w tradycyjnej, obiadowej formie raczej za nią nie przepadamy. 



No i z pomocą przyszła mi Nigella Lawson i jej ciasto cytrynowe. Książka "Kuchnia - przepisy z serca domu" jest kolejnym z gwiazdkowych prezentów. I właśnie ze względu na zawartość polenty, wpadł mi w oko przepis na ciasto cytrynowe. 
Od razu przyznaję, że trochę pozmieniałam w oryginalnym przepisie. Głównie dlatego, że zależało mi na utylizacji polenty, a nie migdałów, których z resztą akurat nie miałam, więc zastąpiłam je orzechami włoskimi. Mimo tego, ciasto wyszło rzeczywiście rewelacyjne; bardzo świeże w smaku o konsystencji creme brule. A a propos zmieniania, już wyobraziłam sobie wersję czekoladową . . . 

C y t r y n o w e   C i a s t o   z   P o l e n t ą
(inspirowane Nigellą Lawson)



Składniki:

  • 20 dag masła
  • 20 dag cukru
  • 10 dag mielonych orzechów włoskich
  • (w oryginale 20 dag mielonych migdałów)
  • 20 dag drobnej polenty
  • (w oryginale 10 dag)
  • 1 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 3 jajka
  • 10 dag cukru pudru
  • (w oryginale 12,5 dag)
  • sok i skórka z 2 cytryn

Wykonanie:

Zmieszałam polentę z proszkiem i migdałami. Masło utarłam na puch z cukrem i dalej miksowałam dodając naprzemiennie po 1 jajku i części mieszanki suchych składników. Na końcu domiksowałam jeszcze skórkę cytrynową.  Wyłożyłam do natłuszczonej i wysypanej tartą bułką tortownicy o średnicy 22 cm. Piekłam niecałą godzinę w 180 stopniach (40 minut według Nigelli okazało się zbyt mało). Sprawdziłam patyczkiem - ciasto wydaje sie średnio ścięte, ale patyczek wychodzi z niego suchy.



Po wyjęciu szybko podgrzałam sok cytrynowy z cukrem pudrem, aż cukier się rozpuścił. Podziurkowałam patyczkiem ciasto i wylałam na nie syrop. Jako zachętę dodam, że w całej kuchni natychmiast rozszedł się fantastyczny zapach lemoniady. 
Wyjęłam z formy dopiero po ostudzeniu. 

S m a c z n e g o !

A przy okazji zgłaszam to ciasto do akcji Niki "Przepisy Nigelli Lawson". Wprawdzie to tylko inspiracja, ale jednak wyraźna.

niedziela, 16 stycznia 2011

Domowe Herbatki

Właściwie powinnam napisać to dużo wcześniej, ale jakoś nie było czasu. A tymczasem właśnie dziś sięgnęłam do spiżarenki i zafundowałam sobie spokojne, niedzielne popołudnie z filiżanką doskonałej, domowej herbaty. Tak, jestem świrem i mieszam sobie herbatki. Nie podam żadnych specjalnych receptur, bo to raczej kwestia weny i jedna wielka improwizacja. Bardziej chciałabym zachęcić kilka osób do eksperymentowania na własną rękę. 



Kupiłam sobie po prostu dwa rodzaje herbaty. Ulubionego Assamu - czarnego i biało-zielonej mieszanki. A później zrobiłam napad na aptekę. Suszona lawenda, mięta, malina, melisa, szałwia, koszyczek rumianku. 
No i zaprawy. Ten cudowny, jesienny czas, kiedy zaprawia się cudowne, aromatyczne owoce. A wszystkie one mają skórki. Ususzyłam więc tony jabłkowych i gruszkowych skórek, dołożyłam wszelkiego rodzaju skórki cytrusowe. Winogrona z własnego ogrodu. I jeszcze wiśniowe i winogronowe liście. 



A później zaczęłam mieszać. Zielono biała herbatka z melisą i skórką gruszki na spokojne wieczory. Czarna z cytryną, jabłkiem i miętą na upały. Czarna z jabłkiem, goździkami i cynamonem, którą nazwałam "szarlotką" - idealna na zimę. Zielono-biała z owocami i liśćmi winogron. Czarna z liśćmi wiśni i prawdziwą wanilią. Lipa z maliną na przeziębienie. 


A teraz mam na półce nieduże słoiczki wypełnione herbatkami, których nie ma nikt oprócz mnie. No i to miłe, aromatyczne, niedzielne popołudnie. 
S m a c z n e g o !

sobota, 15 stycznia 2011

Męski Obiad na Sobotę

Tak jak pisałam wcześniej, po Świętach mam wyjątkowy pęd do prostego jedzenia. A w męskim wydaniu powinno być mięsno i pikantnie. No i właściwie, czemu nie? Taki zestaw naprawdę wart jest polecenia choćby ze względu na wyjątkową łatwość przygotowania, chociaż mam pewien problem z podaniem dokładnych przepisów. Właściwie wykonuje się to automatycznie:

Pieczone Kiełbaski w Cebuli z Chrzanowym Puree



Składniki:

  • kiełbaski wieprzowe 
  • (tyle sztuk, ile osób chętnych do jedzenia)
  • ulubione przyprawy
  • (ja używam granulowanego czosnku i ziół prowansalskich)
  • 1/2 kg czerwonej cebuli
  • sól
  • ziemniaki
  • (zwykła porcja obiadowa, u mnie około 1 kg)
  • stopione masło
  • (powiedzmy 5-10 dag)
  • mleko
  • 2-3 łyżki dobrego, ostrego chrzanu

Wykonanie:

Obieram ziemniaki i gotuję jak zwykle. Zaraz po wstawieniu ich na ogień zabieram się za kiełbaski. Nacinam je tak jak zwykle do smażenia, czyli w krateczkę. Nacinam po prostu z obu stron ukośne paski w jedną i drugą stronę. Kiełbasa nie musi być wyjątkowej jakości, przyprawy poprawią jej smak, a pieczenie pozbawi nadmiaru tłuszczu. Posypuję przyprawami, układam w naczyniu żaroodpornym i wkładam do piekarnika, albo na grill w kuchence mikrofalowej. Z resztą, polska kiełbasa kupiona poza supermarketem i tak jest zwykle doskonała. 



Cebulę kroję na połówki, a te w cienkie plasterki. Używam czerwonej. Biała, cukrowa będzie zbyt łagodna. Można użyć zwykłej cebuli, ale w takim przypadku lepiej pozbawić ją goryczki, a to już wymaga trochę pracy. Jeśli ktoś ma ochotę; posiekaną cebulę należy mocno posolić, odstawić na godzinę, odcisnąć sok i cebulę dobrze wypłukać z soli.  
Tak przygotowaną cebulę po prostu smażę. Nigdy na oleju. Olej rozgrzewa się do zbyt wysokiej temperatury. Cebula ma wysoką zawartość cukru, a co za tym idzie, tendencję do przypalania się. Warto też smażyć ją trochę inaczej niż radzi się zazwyczaj. Ja zawsze wkładam cebulę na absolutnie zimny tłuszcz, solę i dopiero wtedy stawiam na maleńkim ogniu. W ten sposób wpije mniej tłuszczu i udusi się we własnym soku, pięknie się zeszkli, ale absolutnie nie przypali. Choć trwa to nieco dłużej niż tradycyjne smażenie, wiec jak kto woli. 



Ugotowane ziemniaki duszę taką specjalną spiralką, można też przepuścić przez praskę. Wlewam roztopiony tłuszcz i mleko, w takiej ilości, żeby otrzymać delikatny, aksamitny ziemniaczany krem zamiast tradycyjnej, bryłowatej, twardej papki serwowanej w większości restauracji. A ponieważ ma to być męska wersja puree, dorzucam jeszcze kilka łyżek chrzanu. 
Wystarczy już tylko wyłożyć na talerz.

S m a c z n e g o !

czwartek, 13 stycznia 2011

Pierwszy z Przedwojennych Chlebów

Obiecałam go już jakiś czas temu, kiedy pisałam, że zauroczyły mnie zostawione pod moją choinką przedwojenne książki kucharskie. Jedną z nich jest "Jak gotować" Marii Disslowej, książka wydana w Poznaniu w 1932 roku. I z niej właśnie pochodzi przepis na ten właśnie chleb. 



Z premedytacją na początek wybrałam przepis wcale nie najbardziej wykwintny ani najtrudniejszy. Wręcz przeciwnie, postanowiłam zacząć od receptury podstawowej, najprostszej, najbardziej codziennej. Zauroczył mnie ten chleb właśnie swoją prostotą, choć trochę czasu jednak wymagał. Głównie dlatego, że przepis bazuje nie na zasadniczym zakwasie, a na pewnej jego wariacji, czyli na "kwaśnym cieście". 
Poszperałam trochę i wiem już, że tuż przed wojną, było to rozwiązanie nieco bardziej popularne niż zakwas właściwy, bo praktyczniejsze. Zamiast przechowywać zakwas, dbać o właściwą jego temperaturę,dokarmiać itd. wystarczyło po prostu schować kawałek chlebowego ciasta i użyć go do zakwaszenia kolejnych bochenków. W dodatku kwaśne ciasto można zasuszyć i tylko uaktywnić przed pieczeniem. Trochę chyba przypomina to obecne kupne zakwasy w granulatach. 


Ponieważ takie "kwaśne ciasto" i tak trzeba rozmoczyć, zakładam więc, że do upieczenia tego chleba można równie dobrze użyć świeżego zakwasu. Ale chciałam być purystką, pokusiłam się więc o zrobienie kwaśnego ciasta, bez wcześniejszego pieczenia chleba.

K w a ś n e    C i a s t o

Składniki:

35 g aktywnego zakwasu żytniego
80 ml ciepłej wody
135 g mąki żytniej

Wykonanie:

Wystarczy zmieszać i odstawić na około 12 godzin, żeby mąka się zakwasiła.
Z tym puryzmem nie wyszło mi do końca. Ciasto z oryginalnego przepisu miało zbyt niską hydrację, by móc wyrobić je w mikserze czy robocie - wychodziła raczej kruszonka. Natomiast ręczne, godzinne wyrabianie było zbyt przerażającą perspektywą. Zdecydowałam się więc na zwiększenie o 150 ml ilości użytej wody. 

Efekt? Fantastyczny. Mocny, żytni chleb o przepięknej, miodowej barwie skórki. Mięciutki w środku z najbardziej chrupiącą, trzeszczącą w zębach skórką jaką jadłam kiedykolwiek w życiu. Dość ciemny, choć zrobiony z białej mąki, bo zdecydowałam się na jej wcześniejsze uprażenie. Dlaczego? Bo często zdarzało mi się, że mimo braku zakalca chleb wyglądał na rozmoczony, a spodnia skórka nie twardniała wystarczająco. Zacytuję autorkę, która przewidziała takie problemy i znalazła na nie radę:



"(...) można poprawić mąkę prażąc ją na ogniu cały czas mieszając, aż lekko zżółknie lub domieszać trochę mąki kukurydzianej. (...) Chleb z uprażonej mąki będzie nieco ciemniejszy, ale mniej klajstrowaty."

Sama wybrałam wersję absolutnie podstawową jako jedynej wariacji używając prażonej mąki. Ale autorka podaje jeszcze kilka innych możliwości. Jeśli ktoś ma ochotę na zabawy z tym przepisem, będzie mi bardzo miło. A oto owe rady:

"Zamiast wody można dolać do chleba słodkiego lub kwaśnego mleka, serwatki lub soku z ugotowanych owoców, np. suszonych śliwek"

"Do ciasta chlebowego można też dodać ugotowanych i roztartych ziemniaków. Chleb będzie pulchniejszy i dłużej zachowa świeżość". 
Już wyobrażam sobie wariację z mąką kukurydzianą, ziemniakami i na maślance . . . może następnym razem. A na razie, wreszcie, zasadniczy przepis. Dodam tylko, że jest to przepis przeliczony ze znacznie większej ilości. W oryginale było ponad 3 kg mąki, tylko kto by to zjadł?!

C h l e b    P r z e d w o j e n n y



Składniki:

1/2 kg mąki żytniej
(użyłam zwykłej chlebowej typ 720)
20 dag mąki pszennej
(użyłam najzwyklejszej typ 650)
350 ml wody
(użyłam 500 ml)
8 g drożdży
2 dag kwaśnego ciasta
1 łyżeczka soli
1 łyżeczka kminku
(zrezygnowałam, bo w naszym domu nikt kminku nie lubi)

Wykonanie:

Zmieszałam ze sobą obie mąki, uprażyłam i przesiałam. W ciepłej wodzie rozmoczyłam kwaśne ciasto i drożdże, zmieszałam z 20 dag mącznej mieszanki. Odstawiłam do zakwaszenia na 4h, bo zdecydowałam się na wersję najprostszą, ale można też zakwaszać 8 godzin. Ciasto będzie wtedy kwaśniejsze. (Myślę, że w zapowiedzianej wariacji tego przepisu będzie się kwasiło 8 godzin).



Po tym czasie dodałam resztę mąki, sól, (kminku jeśli ktoś lubi - ja po prostu ten składnik pominęłam, ale myślę, że sprawdzi się każde ulubione ziarno) i wyrabiać przez godzinę. Jak pisałam wyżej, zamiast ręcznego zarabiania użyłam po prostu miksera z hakami i wyrabiałam 10 minut.
Gotowe ciasto odłożyłam do podwojenia objętości, co powinno trwać 2-3h w zależności od panującej w pomieszczeniu temperatury. (Tak sobie myślę, a gdyby wydłużyć ten czas obniżając temperaturę rośnięcia? Chyba następnym razem spróbuję). Wystarczyły 2 godziny. 
Wtedy przełożyłam do wyłożonego szmatką plastikowego durszlaka, który zastępuje mi bardziej profesjonalny koszyczek. Dodam tylko, że konsystencja ciasta była idealna - mimo tego, że nie podsypałam mąką, ciasto nie przykleiło się do szmatki ani odrobinkę. I tak rosło sobie godzinkę. 
A później posmarowałam gorącą wodą (przy użyciu pędzla) i wstawiłam do piekarnika na około 90 minut. W oryginale miała to być godzina, ale mój bochenek ważył więcej niż przewidziany w oryginale kilogram. Temperatury nie podam, bo przepis pochodzi z czasów, gdy piekło się chleb w piecach kaflowych, bez termostatów.  Użyłam po prostu mocno nagrzanego, metalowego piekarnika bez regulacji temperatury, który podobno osiąga około 200 stopni.   
Wyjęłam, jeszcze raz posmarowałam wodą i wstawiłam do piekarnika jeszcze na 10 minut. 



S m a c z n e g o !

środa, 12 stycznia 2011

Hot-Dogi

Ciekawe, czy u Was też tak jest? Że po świątecznym przejedzeniu chce się jeść jakoś tak . . . mniej starannie? Bardziej kolacyjnie niż obiadowo, szybciej, prościej. Ja, pomimo całego uwielbienia dla bożonarodzeniowego rozgardiaszu, tak właśnie mam. I właśnie dlatego sięgnęłam po prościutki przepis na rodzaj domowych hot-dogów. I tak właśnie zrodził się pomysł na parówki zapieczone w bułkowym cieście drożdżowym.

H o t - D o g i



Składniki:

25 dag mąki
2 dag drożdży
1 jajko
2 łyżki oleju
100 ml mleka
1 płaska łyżeczka soli
1 łyżka cukru
4 parówki

Wykonanie: 



Z cukru, drożdży i podgrzanego mleka zrobiłam rozczyn i odstawiłam na kwadrans do wyrośnięcia. Wyrośnięty zaczyn zmiksowałam z pozostałymi składnikami i pozwoliłam ciastu wyrastać około 45 minut. Po tym czasie podzieliłam na 8 części, z każdej uformowałam prostokąt. 



Na rozwałkowanym kawałku ciasta ułożyłam połowę parówki i zawinęłam. Kiedy parówka pokryła się ciastem, resztę ciastowego prostokąta poprzecinałam tak, by wyglądało to jak szalik z 5 frędzlami i nawinęłam je na parówkę. 
Posmarowałam olejem słonecznikowym i piekłam około 25 min wstawiając do zimnego piekarnika. Zjadaliśmy z surówką. 



S m a c z n e g o !

wtorek, 11 stycznia 2011

Tort Bezowy

Obiecany już jakiś czas temu, jako jedyny zjadliwy produkt bezowy. Zwykle jego przygotowanie ściśle łączy się u nas z Babcinymi Pączkami, po których zostaje olbrzymia ilość białek. W ten sposób gdzieś na początku Adwentu piekę własne bezy. A w okolicach Nowego Roku powstaje z nich ten właśnie boski tort. Tort, w którym słodycz bezów przełamana jest konfiturą z czarnej porzeczki, ostrością wiśni z nalewki i goryczą baaardzo kawowej masy na bazie budyniu. 

K a w o w y    T o r t    B e z o w y



Składniki:

bezy z 8 białek
(lub ok. 3 opakowań kupnych)
1/2 l mleka
2 łyżki mąki
2 łyżki mąki krupczatki
8 łyżek cukru
1 cukier waniliowy
6 żółtek
2 kostki masła
1/2 szklanki cukru pudru
15 łyżek dobrej, świeżo zmielonej kawy
1 słoiczek dżemu z czarnej porzeczki

Wykonanie:

Pierwszy krok to przygotowanie budyniu. Z mleka odlewam 1/2 szklanki i mieszam z mąkami, tak, by nie została żadna grudka. Mleko gotuję z cukrem i cukrem waniliowym. Kiedy zaczyna się podnosić, szybko mieszając wlewam mleko zmieszane  z mąkami i cały czas mieszam, aż budyń wyraźnie zgęstnieje. Teraz wystarczy go już tylko wystudzić. 
Żółtka ucieram na puch z cukrem pudrem, dodaję wystudzony budyń wmiksowując go po 1 łyżce i na końcu kawę. I krem gotowy. 
W tortownicy układam warstwę bezów, między nimi wiśnie z zalewki (chodzi o to, by były nasączone mocnym alkoholem)   i rzucam na nie warstwę masy. Rzucam dosłownie, bo chodzi o to, by masa szczelnie wypełniła wszelkie przestrzenie między bezami. Warstwę kremu smaruję dżemem i znów układam warstwę bezów z wiśniami, na wierzch znowu krem.
Zostaje ozdobić. Super sprawdza się na wierzchu gorzka polewa czekoladowa. 

S m a c z n e g o ! 

piątek, 7 stycznia 2011

Zako(i)chana . . .

Wiem, wiem - trochę mnie tu nie ma, za co bardzo przepraszam. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że moja nieobecność ma dwoje winowajców; paskudne grypsko i . . . św. Mikołaja!

A to dlatego, że ten ostatni spisał się aż za dobrze. Od Świąt mieszka na mojej półce najnowsza Nigella i przepiękna książka poświęcona pieczeniu domowego chleba. A także . . . Julia Child ze swoimi "Wprawkami w kuchni Francuskiej"! No i płyta z "Julie&Julia", który, wierzcie, albo nie, obejrzałam właśnie po raz pierwszy! 

Ale chyba najpiękniejsze, absolutnie najpiękniejsze jest to, że Mikołaj, najwyraźniej zajrzał również do antykwariatów i musiał mieć nieziemskie szczęście, bo znalazł tam najprawdziwsze, przedwojenne cuda! Zdradzę Wam trzy nazwiska: Maria Disslowa, Maria Śleżańska i Lucyna Ćwierciakiewiczowa. 
Coś czuję, że te trzy damy będą często pojawiać się na moim blogu w 2011. A na pierwszy ogień pójdą, oczywiście, receptury chlebowe. Proszę potraktować to jako zapowiedź. Na razie rozkoszuję się słowem i bogactwem trzech opasłych tomiszczy i staram się przełożyć je na dzisiejszy język i zasobność portfela.

A jak tylko skończę i przy okazji, doprowadzę do ponownej używalności swój nos i kubki smakowe, wracam do garów. Już nie mogę się doczekać!