Wiem, wiem - trochę mnie tu nie ma, za co bardzo przepraszam. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że moja nieobecność ma dwoje winowajców; paskudne grypsko i . . . św. Mikołaja!
A to dlatego, że ten ostatni spisał się aż za dobrze. Od Świąt mieszka na mojej półce najnowsza Nigella i przepiękna książka poświęcona pieczeniu domowego chleba. A także . . . Julia Child ze swoimi "Wprawkami w kuchni Francuskiej"! No i płyta z "Julie&Julia", który, wierzcie, albo nie, obejrzałam właśnie po raz pierwszy!
Ale chyba najpiękniejsze, absolutnie najpiękniejsze jest to, że Mikołaj, najwyraźniej zajrzał również do antykwariatów i musiał mieć nieziemskie szczęście, bo znalazł tam najprawdziwsze, przedwojenne cuda! Zdradzę Wam trzy nazwiska: Maria Disslowa, Maria Śleżańska i Lucyna Ćwierciakiewiczowa.
Coś czuję, że te trzy damy będą często pojawiać się na moim blogu w 2011. A na pierwszy ogień pójdą, oczywiście, receptury chlebowe. Proszę potraktować to jako zapowiedź. Na razie rozkoszuję się słowem i bogactwem trzech opasłych tomiszczy i staram się przełożyć je na dzisiejszy język i zasobność portfela. A jak tylko skończę i przy okazji, doprowadzę do ponownej używalności swój nos i kubki smakowe, wracam do garów. Już nie mogę się doczekać!
Czekam i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńzapowiada się pysznie!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam,
Paula