Karnawałowi musiało stać się zadość. Było już o Babcinych Pączkach, pora na chrust. Bo tak właśnie nazywała te karnawałowe ciastka Moja Babcia. Nie faworki, ale "chrust", albo "chruściki". Przepis jest doskonały. Chrust wychodzi leciutki, rozwarstwiony, miękki i cudownie chrupiący. Mogę polecić z czystym sumieniem.
C h r u s t o d B a b c i
Składniki:
30 dag mąki
3 łyżki śmietany
5 żółtek
2 łyżki masła
szczypta soli
1 łyżka spirytusu
smalec do smażeniu (3-4 kostki)
cukier puder do posypania (ok.10 dag)
Wykonania:
Wszystkie składniki zagniotłam jak kruche ciasto i wybiłam wałkiem (polecam jako niezły środek na wyładowanie stresu). Rozwałkowałam bardzo cieniutko, na około 3mm. Prostokąt ciasta pokroiłam na paski o wymiarach około 3x10 cm, środek nacięłam wzdłuż uważając by nie naruszyć brzegów. Końce pasków przełożyłam przez nacięcie formując chruściki. Smażyłam na rozgrzanym mocno smalcu, osączałam na papierowym ręczniku i jeszcze ciepłe obficie obsypałam cukrem pudrem.
chrust czy faworki - jak zwał tak zwał - uwielbiam! w karnawale gości u mnie co tydzień :) jak u Ciebie -obficie obsypane cukrem pudrem
OdpowiedzUsuńU mnie faworki, ale nie zmienia to faktu że tą słodycz wyjątkowo lubię z tych wszystkich smażonych łakoci ;-)
OdpowiedzUsuńpozazdrościłam tych słodkości obsypanych cukrem pudrem.
OdpowiedzUsuńale bym sobie pochrupala takich pysznych chruscikow:)
OdpowiedzUsuń