wtorek, 17 listopada 2015

Makaronowe Comfort Food

             Po raz pierwszy spotkałam się z tym pojęciem czytając jedną z książek Nigelli Lawson (trudno, nie jestem wybitym teoretykiem kuchni) i od razu poczułam, że tym właśnie jest dla nie gotowanie i jedzenie. Comfort Food to niemal definicja tego wszystkiego, co dzieje się w wiedźmiej chatce. Od zawsze zarówno z jedzenia jak i z gotowania czerpię ... przyjemność. Nie gonię za modami, nie wpisuję się w fusion ani slow. Gotuję, by pokazać, że mi zależy, że się troszczę. Że jedna zapiekanka, jedna babeczka znaczyć może więcej "niż 1 000 słów". Gotuję dla odprężenia; by poczuć się domowo i bezpiecznie. Może dlatego tak u mnie bałaganiarsko i nie na czasie ... ? Bo lubię prostotę i komfort. A ten banalny makaron z kurczakiem i pieczarkami spełnia wszystkie wymogi Comfort Food; prosty w przygotowaniu, zrobiony z niedrogich i łatwo dostępnych składników, tak prosty, że nie da się go popsuć. Do tego kieliszek białego wina, przyjazna dusza obok ... to się nazywa komfort. 


Makaronowe Comfort Food



Składniki:


  • 400 g makarony farfale (kokardki),
  • 500 g piersi z kurczaka,
  • 500 g pieczarek,
  • 150 g sera typu feta,
  • 3 łyżki oleju rzepakowego,
  • 1 cebula,
  • 2 ząbki czosnku,
  • pęczek grubego szczypioru od dymki,
  • sól i pieprz do smaku


Wykonanie:

                 Na zimny olej (na klarowanym maśle byłoby jeszcze lepsze, ale akurat mi wyszło)wrzuciłam posiekaną w ćwierćplasterki cebulę, porządnie osoliłam i postawiłam na maleńkim ogniu. Nad patelnię kroiłam opłukane pieczarki (ani równo, ani ładnie, ot na połówki i w plasterki) i smażyłam aż lekko ściemniały. Wtedy dorzuciłam niedbale pokrojonego kurczaka, wyciśnięty czosnek, pokręciłam nad patelnią młynkiem do pieprzu i trzymałam na patelni, aż mięso całkowicie zbielało. 




               W międzyczasie ugotowałam makaron. Po włosku czyli w dużej ilości bardzo słonej wody i na lekko twardawo. Zmieszałam go z zawartością patelni i przerzuciłam do dużego naczynia żaroodpornego. Wkruszyłam ser, sypnęłam posiekanym szczypiorem, jeszcze raz przemieszałam i wsunęłam na 20 minut do nagrzanego do 180 stopni piekarnika. 

               Gdy makaron się zapiekał, robot starł za mnie kilogram marchewki i 2 jabłka, a ja zmieszałam to z chrzanem. Tak, z chrzanem. Pod tym względem zgadzam się z Joanną Chmielewską - nie cierpię marchewki na słodko, uwielbiam na ostro. 

                Zapiekankę i surówkę ułożyłam na talerzach (znowu byle jak), nalałam wina do kieliszków i głośno krzyknęłam, że jeżeli kto głodny, to obiad czeka. Do następnego dnia nie została nawet jedna mała kokardka ... I nikt ie zawracał sobie tego wieczoru głowy zmywaniem. Jak komfortowo to komfortowo ;) 

Podobne:
Penne z rukolą i kurkami

1 komentarz: