Jak córka marnotrawna znalazłam wreszcie czas, by powrócić do Weekendowej Piekarni w Jej 97 wydaniu, które prowadziła sama Tili. I razem z wszystkim upiekłam Bułki na zakwasie. Mnie smakowały, rodzince jakoś nie. Marudzili, że skórka twarda, że ciężkie. No, nie sądzę. Wzorcowo wyrosły, skórka z chrupaniem uginała się pod palcem. Skłaniam się więc ku teorii, że przywykli po prostu do kupnych gniotów. Albo do luksusowego, delikatnego, pełnego dziur pieczywa drożdżowego. No cóż. Powiedzmy tak: rewelacji nie było, ale wielbicielom zakwasu na pewno bardzo te bułeczki przypadną do gustu. Przepis cytuję za gospodynią.
B u ł k i n a Z a k w a s i e
ok. 8 sztuk
ok. 8 sztuk
Składniki:
150 g aktywnego zakwasu żytniego, dokarmionego 10-12 h wcześniej*
300 g mąki pszennej
100 g mąki orkiszowej (używam takiej z pełnego przemiału, może to być też mąka pszenna razowa) - ja użyłam grahama
170-200 g wody
2 łyżki oliwy
1 łyżeczka miodu
1 łyżeczka soli
1 łyżeczka świeżych drożdży (lub suszonych)
2 łyżki pestek dyni (opcjonalnie)
Wykonanie:
Zakwas wymieszać z wodą i drożdżami. Dodać oliwę, sól i miód i stopniowo wsypywać mąkę. Wyrobić gładkie ciasto, na końcu dodając pestki dyni. Ciasto przełożyć do miski wysmarowanej oliwą, przykryć ściereczką i odstawić do wyrastania na ok. godzinę. (U mnie rosły prawie 90 minut i może stąd ta twardawa skórka) Ciasto powinno podwoić objętość.
Kiedy ciasto jest wyrośnięte, delikatnie posmarować wnętrza dłoni oliwą i odrywając kawałki ciasta formować bułeczki. Bułeczki ułożyć na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, zostawiając między nimi ok. 4 cm odstępy. Piekarnik nagrzać do 230 st C. Wstawić bułeczki i piec ok. 12 minut - do zrumienienia. (Mnie piekły się znacznie dłużej, ale to wina kiepskiego piekarnika). Bułeczki dość znacznie rosną jeszcze w piekarniku. Po upieczeniu ostudzić na kuchennej kratce.
*zakwas, którego użyła Liska ma konsystencję gęstego jogurtu. Ilość wody w tym przepisie należy dostosować do gęstości ciasta - powinno być raczej luźne, ale łatwe do formowania. W żadnym razie nie może się rozpływać na boki.
Źródło: Liska w swojej Pracowni wypieków
Ach ... i taki dopisek ode mnie - można oczywiście pominąć drożdże - jak się ma czas :-D
S m a c z n e g o !
A ze świątecznych przygotowań melduję, że ześwirowałam na punkcie robienia wszystkiego samemu. I sama wykonałam też kartki, które trafią do rodzinki oddzielonej setkami kilometrów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz