. . . zacząć czas. Sądząc po wpisach na innych blogach i tak jestem już nieco spóźniona. - Nic to - jak mawiał Pan Wołodyjowski, już nadrabiam. Tym samym dołączam się do akcji zorganizowanej przez Beę z blogu Bea w Kuchni.
Zacznę od tego, że dynia to nie dynia, to nie dynia. Dynia to korbol. Tak mówiła moja Babcia. Szczególnie właśnie o tej porze roku. Gdy we Wszystkich Świętych chodziłyśmy na cmentarz, mijałyśmy pole dyniowe. Wtedy Babcia uśmiechała się pod nosem i mówiła: "Na szagę bez pyry pod korbole." I tym jednym gwarowym żarcikiem zamieniała ponure, listopadowe święto w zupełnie inny, znacznie pogodniejszy dzień. "W antrejce na ryczce stoją pyry w tytce" odpowiadała zwykle jedna z moich cioć.
Dziś Ciocie daleko, a Babci już nie ma. Ale ze względów sentymentalnych, to jedno gwarowe słowo wraca do mnie każdej jesieni. Korbol, a nie dynia. No i może właśnie dlatego, od początku wiedziałam, że przynajmniej w tym roku, odnośnie dyni nie będzie na moim blogu żadnych nowoczesnych przepisów rodem z kuchni fusion i włoskiej. Ulubioną pitą z dynią popiszę się przy innej okazji. A na Festiwalu Dyni będzie Banianka i Korbol Mojej Babci.
Tym bardziej, że w tym roku mam ochotę na dynię w roli owocu, czyli w wersji słodkiej. Wiem, że ostatnio jakoś bardziej traktuje się ją jako warzywo - soli, miesza z czosnkiem, panieruje. A ja chciałam po staremu. Dynia ma dla mnie taki pośredni smak - coś miedzy pomarańczą a morelą. I to właśnie ten jej cudowny, owocowy posmak, mam ochotę wykorzystać.
Taka oto przerośnięta dynio-morela rozgościła się w tym roku w mojej kuchni. Nie znam się na gatunkach. Wybierałam po Babcinemu - korbol miał być wydłużony i pomarańczowy, niezbyt twardy. I tyle.
Zwykle wszystko zaczyna się od rozkrojenia dyni potężnym nożem na ćwiartki. I teraz mała, damska rączka wybiera ze środka dyni to, co się wybrać da. Czyli po pierwsze: pestki. U mnie nigdy się nie marnują. Piekę chleb i dyniowe pestki to jeden z moich ukochanych dodatków. Porcja z jednego korbola i tak nie wystarczy mi na cały rok, ale zawsze co włąsne, to własne. Starannie wybieram więc wszystkie pestki i odkładam na osobną blaszkę. Później taka blaszka wędruje sobie na okno, żeby miała przewiew. A po każdym pieczeniu ciasta albo chleba, do stygnącego piekarnika. Zwykle 2-3 takie seanse wystarczą. Później trzeba już tylko powyłuskiwać zielone skarby z białych łupinek i przechowywać, zupełnie jak orzechy, w płóciennym woreczku.
Kolejna rzecz, to wyjmowane ze środka pomarańczowe nitki, które zwykle lądują w koszu. A mnie ich zawsze szkoda. Kiedyś, jeszcze za pięknych studenckich czasów, dostałyśmy z koleżanką dynię w prezencie. I niczego nie chciałyśmy zmarnować. W ten sposób narodziły się placuszki z dyniowych włosków, które co roku otwierają u nas sezon na korbola.
P l a c u s z k i z d y n i o w y c h w ł o s k ó w
Składniki:
włoski z wnętrza jednej dyni
1 jajko
3 łyżki śmietany lub gęstego jogurtu
3 łyżki cukru
1 szklanka mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
szczypta soli
olej do smażenia
cukier puder do posypania
Wykonanie:
To jest przepis studencki, nie może więc być skomlikowany. Wystarczy tak po prostu wszystko zmiksować i odstawić na godzinkę, żeby ciasto trochę odpoczęło. A później smażyć na gorącym oleju słonecznikowym (tak po cztery placuszki na jednej patelni) i po smażeniu układać na papierze kuchennym, żeby je z nadmiaru tłuszczu odsączyć. Ułożone na talerzu posypuję przez sitko cukrem pudrem i jeszcze gorące podaję na stół. Znikają zwykle błyskawicznie. I pięknie wyglądają, bo dynia nadaje im niecodzienny, żółto-pomarańczowy kolor.
W tym miejscu warto zaznaczyć, że dynia doskonale się przechowuje. Zwykle kupuję dwie sztuki. Jedna od razu wędruje do kuchni, a druga do . . . chłodnej spiżarni, gdzie spokojnie może spędzić kilka miesięcy. Pierwszą zużywam w całości, od razu. Drugą później, po kawałeczku. Raz rozkrojoną dzielę na plastry, wkłądam do woreczków i chowam do zamrażalnika. W ten sposób dostęp do świeżej dyni mam przez cały rok.
Z rozkrojnej dyni odcinam zwykle kawałek na tyle duży, by otrzymać z niego 30 dag pozbawionego skóry miąższu, ścieram na najgęstszych oczkach i piekę z niego swoje pierwsze zimowe ciasto, czyli:
P i e r n i k z d y n i ą
Składniki:
25 dag startego miąższu z dyni
15 dag mąki
15 dag cukru pudru
10 dag rozpuszczonego i wystudzonego masła
2 jajka
1/2 łyżeczki cynamonu
1/2 łyżeczki imbiru
1/2 łyżeczki pieprzu
1/2 łyżeczki zmielonych goździków
2 łyżeczki sody oczyszczonej
szczypta soli
5 dag namoczonych rodzynek
Wykonanie:
Mąkę mieszam z sodą, cukrem pudrem, solą i przyprawami oraz rodzynkami. Ubijam jajka stopniowo wlewając jajka, dość długo około 20 minut. Masę jajeczną mieszam drewnianą łyżką z dynią i mieszanką sypkich produktów. Gotowe ciasto przelewam do natłuszczonej i wysypanej bułką tartą keksówki. Piekę do suchego patyczka, około godziny w tmperaturze nie wyższej niż 200 stopni.
No dobrze. Ale obiecałam przecież regionalizmy. Tym razem, zainspirowana pochodzeniem przyjaciółki, sięgnęłam do tradycji rzeszowskich. Obok placuszków i piernika, powstała więc także:
B a n i a n k a
Banianka, to teoretycznie rodzaj dyniowej zupy mlecznej z domowym makaronem. Teoretycznie. Bo w praktyce, nabiera raczej konsystencji włoskiej pasty. Podaję oryginalny przepis na wersję słodką, ale, podobnie jak dyniowe placuszki można ten przepis przerobić na słono, zamiast cukru dodając sól. Do placuszków będzie pasował czosnek i natka pietruszki. Do banianki warto dodać odrobinę pokrojonej w kostkę szynki. Wtedy dyniamrobi za anansa i otrzymujemy wersję hawajską zamiast rzeszowskiej :)
Składniki na domowy makaron:
1/2 kg mąki krupczatki
(można użyć zwykłej mąki, ale krupczatka jest tajemnicą Mojej Mamy - dzięki temu ciasto jest twardsze i mniej się klei)
2 jajka
(klasyczny makaron czterojajeczny zakłada proporcję 4 jajka na 1 kg mąki)
szczypta soli
zimna woda według potrzeb - zaczynam zazwyczaj od 1/2 szklanki
Wykonanie:
Mąkę zagniatam z jajkami i solą, później dolewając wody w zależności od potrzeb. Następnie rozwałkowuję ciasto na cienki placek, który kroję na paski. Każdy pasek kroję wzdłuż krótszego boku na niezbyt cienki w tym przypadku makaron i rozsypuję po całej stolnicy przesypując mąką, żeby podsechł i nie posklejał się.
Składniki na zupę:
3/4 l mleka.
1,5 kg dyni
1 cukier waniliowy
3 łyżki cukru
1 łyżeczka cynamonu do posypania
Wykonanie:
Dynię obieram i kroję w niedużą kostkę. Mleko gotuję z cukrami i na wrzątek wrzucam dynię. Gotuję aż dynia zmięknie (trwa to około 20 minut). Wtedy wrzucam do mleka surowy makaron i dalej gotuję jeszcze około 10--15 minut, cały czas mieszając, bo gęstniejąca banianka lubi się przypalać.
Mnie smakuje wersja z grubym makaronem, ale niektórzy wolą cieniutkiee niteczki, np. typu vermicelli. Wtedy całość przypomina nieco ryż na mleku. Jeśli ktoś lubi już na talerzu można posypać cynamonem.
No i wreszcie nadszedł czas na ukoronowanie dyniowych przysmaków, czyli:
M a r y n o w a n y K o r b o l M o j e j B a b c i
To jest ukochany, rodzinny przepis. Naprawdę polecam. Zimą jest świetnym dodatkiem do mięsnych obiadów. Odznacza się wyrafinowanym słodko-kwaśnym smakiem. Znacznie wyraźniejszym niż np. gruszki w occie. Obecny w naszej spiżarni od lat.
Składniki:
goździki, cynamon, imbir, skórka otarta z 1 cytryny (bez białych części)
3 szklanki wody
1/2 kg cukru
1/2 łyżeczki soli
1/2 szklanki octu 10%
Mała uwaga: Jeśli ktoś posiada odpowiednią łyżeczkę, to taka dynia wygląda efektowniej, gdy wydrąży się z niej kulki. Bardzo zodobne będą wtedy spiralki wycinane ze skórki cytrynowej.
Wykonanie:
Z połowy cukru i wody gotuję syrop. Dynię obgotowuję w powstały syropie, odcedzam i od razu wkłądam do słoików. Do każdego słoika wrzucam kilka goździków, kawałek kory cynamonu i skórkę cytrynową.
Do pozostałego syropu dosypuję reszte cukru, zagotowuję i mieszamz octem. Taką gorącą jeszcze zalewę wlewam do słoików z dynią.
Pasteryzuję około 20 minut.
S m a c z n e g o K o r b o l a !
Wspaniale przepisy!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i dziekuje za udzial w Festiwalu :)