czwartek, 21 października 2010

Jabłkowe Marmoladki

Ufff . . . ! Doczekałam się. Umieszczenie blogu na durszlaku i dołączenie do akcji trwało ponad tydzień. Ale nareszcie jestem! A ponieważ przepisy od dawna przygotowane i obfotografowane, pora zabrać się do roboty. Tym sposobem zaczynam od przyłączenia się do akcji: Sezon na jabłka organizowanej przez Olciaky.

Jabłko to owoc magiczny - rajski, kuszący i . . . swojski.Właściwie to jedyna świeża podstawa owocowych wypieków na całą zimę. Tani i powszechnie dostępny. Jedzony od pokoleń. 

Zaczynam więc od pewnego staromodnego przepisu, który kusił mnie od lat. Marmoladki, czyli rodzaj staroświeckich cukierków, dziś już właściwie zapomnianych. Znałam je prawie wyłącznie z literatury i przez lata marzyłam o odtworzeniu tego przepisu. Udało mi się go wreszcie znaleźć w książce Macieja Kuronia, która, niestety, zaginęła mi gdzieś w tłoku, nie jestem więc w stanie podać dokładnego tytułu. Wymagają trochę starań, odrobiny czasu i masy cierpliwości, ale ze względu na ich urok, taki trochę retro, naprawdę warto spróbować. 

Smakiem może nie zachwyciły, ale z całą pewnością są zdrowszą, pozbawioną chemii alternatywą dla kupnych galaretek, które co roku pojawiają się na świątecznych stołach (u nas stoi zawsze patera z cukierkami). 

Z tego przepisu wychodzi porcja cukierków swobodnie, choć na trzech piętrach wypełniająca pudełko po wedlowskim ptasim mleczku.  

Jabłkowe Marmoladki


Składniki:

2 kg jabłek
(im bardziej kwaśne, tym lepsze)
15 dag cukru
gruby cukier kryształ do obtoczenia

Wykonanie:

Jabłka należy podzielić na ćwiartki, wyciąć gniazda nasienne i obrać. Następnie ułożyć na blasze i upiec. Nie podam sztywnej temperatury, bo jest mało istotna (może tylko, żeby nie była przesadnie niska - jabłka mają sie upiec, a nie ususzyć, powiedzmy, że w porywach do 200 stopni), ani czasu, bo to zależy od wybranej odmiany. Chodzi po prostu o to, żeby jabłka zrobiły się całkowicie miękkie i puściły sok. 
Kiedy wystygną, przecieramy je przez durszlak albo sitko. Jest to czynność prosta, choć wymagająca nieco czasu i siły. Ja, dla  wygody, zawiesiłam po prostu durszlak za uszy na garnku, wrzuciłam do niego jabłka i mieszałam i przyciskałam je drewnianą łyżką. Na tym etapie nie wygląda to specjalnie zachęcająco, bo w efekcie otrzymałam brzydką, brunatną papkę, przypominającą wyglądem zawartość słoiczków dla niemowląt. Ale niech to nikogo nie zrazi - wygląd specyfiku się zmieni, to tylko faza przejściowa. 



Otrzymaną papkę stawiamy na małym ogniu i cierpliwie wysmażamy z dodatkiem cukru. Ilość cukru może ulec zmianie w zależności od preferencji smakowych, ale jego dodatek jest niezbędny ze względu na właściwości konserwujące. Na tym etapie też nie jestem w stanie podać ilości potrzebnego czasu. Na oko trwa to około 2 godzin. Chodzi o to, by otrzymać bardzo gęstą, galaretowatą, sztywną konfiturę. Im będzie twardsza, tym lepszy będzie efekt końcowy. W pierwszej próbie tego nie zrobiłam, ale cukierki aż proszą sie o jakiś aromatyczno-smakowy dodatek, który trochę przełamie ich smak. Może odrobina soku z cytryny albo mięty?
Taką konfiturę rozsmarowałam na papierze do pieczenia (może być też pergamin) na grubość ok. 1 cm i zostawiłam na noc do porządnego zastygnięcia. Następnego dnia przykryłam papierem i odwróciłam. Zdjęłam górną warstwę papieru (która dzień wcześniej była spodem) i zostawiłam do wysuszenia na 3 dni. Warto kilkukrotnie w tym czasie powtórzyć procedurę odwracania masy. W oryginale marmoladki powinny być suszone na sitach, ale wątpię, żeby odpowiednio wielkie sita były powszechnie dostępne. Ja takich nie posiadam, dlatego radziłam sobie z papierem. A marmoladki suszyłam między oknami, żeby miały przewiew. 
Pozostaje już tylko formowanie cukierków. Posłużyłam się najmniejszą foremką do pierników, tym którzy posiadają tylko te duże, polecam kieliszek do wódki. Z masy marmoladkowej wycinałam nieduże cukierki i obtaczałam je w grubym cukrze krysztale. 



Tak przyrządzone marmoladki dość długo zachowują świeżość, spokojnie bez żadnych dodatkowych zabiegów, można je przechowywać nawet do trzech tygodni. Myślę sobie, że kilku znajomych otrzyma ode mnie pudełeczka takich cukierków w ramach gwiazdkowych upominków. 

A ponieważ przepis jest rzeczywiście bardzo, bardzo retro, zdecydowałam się umieścić go również w akcji Kulinarne Perły z Lamusa.
S m a c z n e g o !

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz