Dog in the fog, czyli ni pies ni wydra, a właściwie ni ciasto, ni zapiekanka. Ale za to jaka pyszna! Cudowna na upały, absolutnie bardziej orzeźwiająca niż słodka i perfekcyjnie owocowa. A do tego wyjątkowo szybka i łatwa w przygotowaniu.
Ponownie, z książki Ewy Wachowicz "Słodki Świat". Od dawna już szukałam czegoś w rodzaju crumble, ale bez kruszonki. Albo z jakąś inną modyfikacją. Bo crumble są wszędzie; agrestowe, porzeczkowe, truskawkowe, śliwkowe, z kruszonkami tradycyjnymi, orzechowymi, migdałowymi, kokosowymi. A ja chciałam trochę inaczej.
I właśnie wtedy Pani Ewa przypomniała mi o koblerze. Nie uczyniłam wielu modyfikacji. Właściwie tylko dwie. Kobler powinien być ze śliwkami, a ja użyłam mirabelek, które obrodziły nam w tym roku wyjątkowo i uparcie paskudzą trawnik, aż żal było nie wykorzystać. Drugą zmianą jest dekorowanie ciasta przed podaniem, posypałam mieszanką cukru pudru z kakao. Zrezygnowałam też z aromatu cytrynowego, dając pierwszeństwo mirabelkom. No i jak zwykle zaokrągliłam ilość użytych składników do pełnych 5 dag. Moim zdaniem: prawdziwa rewelacja!
Kobler z Mirabelkami
Składniki:
- 75 dag mirabelek (lub śliwek)
- 15 dag cukru
- 1 łyżka wody
- 20 dag mąki
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- 15 dag zimnego masła
- 1 jajko
- 1/2 szklanki mleka
- szczypta soli
- cukier puder i kakao do dekoracji
Wykonanie:
Wypestkowałam mirabelki i podzieliłam je na połówki, zmieszałam z połową cukru i wrzuciłam do garnka, do którego wlałam uprzednio łyżkę wody. Trzymałam wszystko na maleńkim ogniu tylko tyle, by owoce puściły sok i zaczęły lekko błyszczeć.
Mąkę zmieszałam z proszkiem do pieczenia i resztą cukru, razem z masłem wyrobiłam z tego kruszonkę. Jajko szybko zmiksowałam z mlekiem i solą, wmieszałam w to kruszonkę.
Owoce przełożyłam do naczynia żaroodpornego i zalałam ciasto. Zapiekałam 40 minut w 180 stopniach, aż wierzch ładnie zbrązowiał. Podawałam jeszcze ciepłe posypując na talerzykach mieszanką cukru pudru i kakao.
mrrau, wygląda wyjątkowo smakowicie ^^ jutro rozglądam się za mirabelkami :)
OdpowiedzUsuńTo można mieć dość crumble? Ja nigdy nie mam, i dlatego tak się dziwię :D
OdpowiedzUsuńAle to wygląda bardzo smakowicie...może jeśli KIEDYŚ znudzi mi się crumble skuszę się na ten deser, zwłaszcza że mirabelek mam w okolicy pod dostatkiem!
Arven, dość to może nie, ale po prostu chciałam oryginalniej :) A crumble, rzeczywiście, znajdziesz na każdym blogu i to po kilka razy.
OdpowiedzUsuńTuome, cieszę się, podoba. Jeśli masz ochotę na mirabelki, jesteś z Warszawy i sama sobie oberwiesz, to zapraszam do mnie, puść mi tylko maila to się umówimy. Mam niepryskane, wiec ekologiczne, chociaż czasami z wkładką. A jeśli nie, to polecam śliwki, łatwiej dostępne.
No i dzięki, że zajrzałyście do mnie :)