wtorek, 16 sierpnia 2011

Moja Marinara

Czyli cudowny, pachnący ziołami sos pomidorowy na który jest tyle przepisów ile kobiet na Półwyspie Apenińskim. A może nawet trochę więcej. I, który niesie ze sobą pewną zagadkę. Mianowicie pół życia zastanawiam się, kto to u nas wymyślił, że "marinara" oznacza owoce morza? To chyba taka specyfika jak barszcz ukraiński, ruskie pierogi i ryba po grecku, ale w 90% polskich knajpek, kiedy zamówisz "spaghetti marinara", dostaniesz kluski ze skorupiakami, a często nawet bez pomidorów. Mam wrażenie, że to pozostałość po latach 90-tych, kiedy zaczynaliśmy kochać świat, bez znajomości jego języków. Komuś się pewnie po prostu skojarzyło :) 


W każdym razie, jak zapewne większość kuchennych blogerów doskonale wie, w kuchni włoskiej marinara nie kojarzy się wcale z granatem i bielą, a z czerwienią i odrobiną zieleni. Zazwyczaj, robiona co jakiś czas stoi sobie grzecznie w lodówce i czeka. Bo można od razu zanurzyć w niej makaron, albo używać później jako bazy do setki innych sosów. Albo polać nią ravioli. Albo posmarować pizzę. Jest we Włoszech równie istotna jak dobry bulion w naszej rodzimej kuchni. Ponieważ kuchnię włoską kocham bezkrytycznie, mam też, co oczywiste, swój własny sposób na marinarę.

Moja Marinara

Składniki:

  • 500 g tomatery *
  • 2 ząbki czosnku
  • garść świeżej bazylii
  • sól, pieprz
  • 2 łyżki oleju słonecznikowego **
  • 1 czubata łyżeczka cukru
  • sól

Wykonanie: 

Zaczynam od rozgniecenia jednego ząbka czosnku na zimny olej, posolenia go i dopiero wtedy postawienia na najmniejszym możliwym ogniu. Kiedy czosnek się zezłoci, szybko wlewam tomaterę. Szybko, żeby czosnek nie zdążył zmienić koloru na brązowy. Doprawiam jeszcze raz solą i wsypuję cukier, żeby złagodzić kwaśność pomidorów. Zostawiam sos na około 30 minut. Nie jest to konieczne, ale ja lubię gdy sos do makaronu jest gęsty, więc czekam aż sos się zredukuje. Niestety, trzeba uważać, bo będzie pryskać. Na koniec dorzucam jeszcze jeden ząbek czosnku i posiekaną bazylię. Mieszam ostatni raz i gotowe. Studzę i wstawiam do lodówki.
Jeśli ma pójść z makaronem, to ugotowany wrzucam do garnka i dorzucam jeszcze garść świeżej bazylii. Na talerzu posypuję startym serem. Wtedy czasami dodaję jeszcze oregano. Suszonego, bo to jedyna znana mi przyprawa, która jest bardziej aromatyczna po ususzeniu, niż świeża.

Smacznego!

* Tomatera to zagęszczony sok z pomidorów, co ważne surowych. Użycie tomatery znacznie skraca czas przygotowania sosu. Można samodzielnie rozgnieść wypestkowane pomidory, będzie smaczniej, ale znacznie dłużej. Tomatera jest moim kompromisem.
** Powinna być, oczywiście, oliwa z oliwek. Ale ja obstaję przy tym, że na oliwie się nie smaży i już. Do smażenia jest olej. A dobry olej słonecznikowy jest absolutnie neutralny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz