wtorek, 30 listopada 2010

Domowa Mleczarnia

Domowe ciasto, domowy chleb. Zupy i sosy na własnym rosole. Mięso, wędliny, jaja i mleko ze wsi, od zwierząt karmionych bez chemii. Właśnie dotarło do mnie, że chyba jestem świrem. I wiecie co? Wcale mi to nie przeszkadza. A dzisiaj będzie kolejny wpis z serii: domowo. Bo w naszym domu je się też własny . . . nabiał. Sama robię twaróg do chleba, na serniki, na leniwe. A potem, tak jak robiła to Moja Babcia, przerabiam go na ser smażony, czyli smakowy cud zbliżony smakiem do serów pleśniowych, który nigdy w życiu nie widział patelni, bo robi się go na parze. A na deser serwuję dziś domowy . . . jogurt!

A zasada wciąż ta sama. Unikam chemii. Wiem, że akurat jogurt i twaróg, to nie są najbardziej schemizowane produkty, ale po co kupować coś, co można zrobić samemu? W dodatku szybko, prosto, bez specjalnego nakładu kosztów i . . . lepiej! No i bez sztucznego dodatku skrobii, pektyn, konserwantów, wszystkich E. A w przypadku jogurtu owocowego z absolutną pewnością, że wsad owocowy oznacza świeże owoce, a tajemniczą paćkę pod nazwą "koncentrat".

Jakość domowego sera poświadcza nasza Psotka :)


Kluczem do sukcesu jest świeże, dobre mleko. Ja mam to szczęście, że mam dostęp do takiego prosto od krowy. Ale nie jest to konieczność. Większość firm mleczarskich wprowadziła już do swojej oferty mleko pasteryzowane. I ono także doskonale nadaje się do produkcji domowych przetworów mlecznych. Co ważne, dla osób, które liczą kalorii, wszystko, co pokazuję w tym wpisie, można wykonać także z mleka odtłuszczonego. A jogurt osłodzić słodzikiem. To ważne szczególnie dla osób na diecie proteinowej, bo niemal nie da się kupić owocowego jogurtu i bez tłuszczu i bez cukru. A zrobić można.

D o m o w y    J o g u r t

Składniki:

3 szklanki mleka
3 łyżki jogurtu naturalnego
3 łyżeczki mleka w proszku

Wykonanie:

Wszystko wlać do garnka, wymieszać i podgrzać do temperatury 43-44 stopni. Przyda się termometr kuchenny, ale doświadczone kucharki poradzą sobie także bez niego. W przygotowaniu jogurtu chodzi przede wszystkim o rozmnożenie bakterii, czyli temperatura mleka powinna być dokładnie taka jak przy zaczynie drożdżowym na ciasto lub chleb. Ja termometru nie posiadam, a jogurt wychodzi.
Gotową mieszankę studzimy. I nie przerażamy się konsystencją. Gorąca nadal wygląda na mleko i dopiero po 2-3 godzinach od wystudzenia zyskuje właściwą gęstość, która informuje nas, że bakterie rozmnożyły się, żyją i mają się dobrze. 
Z gotowego jogurtu zwykle odlewam trochę do niedużego słoiczka, zakręcam i wstawiam do lodówki. W ten sposób jogurt można przechowywać nawet do dwóch tygodni, a mam materiał na zaczyn do kolejnej jogurtowej produkcji. Z czasem zawartość niechcianych skrobii i pektyn rozrzedza się tak bardzo, że znika niemal zupełnie.  

To jest, oczywiście, przepis na jogurt naturalny. Taki do tzatzików, albo do stosowania jako bardziej dietetyczny zastępnik śmietany. Ale bez problemu można przerobić go na jogurt owocowy.Na właściwie każdy smak, jaki tylko przyjdzie nam do głowy. Moje ulubione: pomarańczowa straciatella (z cgorzką czekoladą), miętowa straciatella, ananas, gruszka z imbirem, kawowy, banan z wiśnią. A ostatnio zrobiłam jogurt jabłkowo - gruszkowy. 



J o g u r t    J a b ł k o w o - G r u s z k o w y

Składniki:

3/4 l jogurtu naturalnego
1 łyżka cukru
1 duże jabłko
3 nieduże gruszki
sok z 1/4 cytryny

Wykonanie:

Owoce obrałam i pokroiłam w niezbyt drobną kostkę. Wrzuciłam do niedużego garnuszka, zasypałam cukrem, skropiłam sokiem z cytryny. Pogotowałam chwilę, żeby owoce zmiękły. Odłożyłam 3 łyżki takich miękkich owocowych kosteczek do osobnej filiżanki, a resztę rozgotowałam. Wszystkie owoce wystudziłam. 
Kiedy owoce wystygły, te bardziej rozgotowane zmiksowałam taką końcówką do przecierania zupek dziecięcych z jogurtem, a następnie już łyżką całość zmieszałam z odłożonymi wcześniej lekko tylko obgotowanymi kawałkami owoców. 
Przelałam do dzbanka i wstawiłam do lodówki, żeby dobrze się schłodziło. A później wszyscy chrupali go z płatkami. 

T w a r ó g    M a ś l a n k o w y



Nie wiem dlaczego, ale smakuje nam bardziej, niż ten zrobiony z mleka. Jest bardziej kremowy i ma konsystencję sera śmietankowego, z łatwością pozwala rozsmarować się na chlebie. No i ma jeszcze jedną zaletę. Czy ktoś kiedyś szukał w sklepie maślanki light? To na pewno nie znalazł. Bo nic takiego nie istnieje. Maślanka sama w sobie jest produktem odtłuszczonym i zawiera poniżej 1% tłuszczu. Po prostu nie ma potrzeby dodatkowego jej odtłuszczania!

Składniki:

2 l maślanki

Wykonanie:



Maślankę wlewam do garnka i stawiam na małym ogniu. Powinna podgrzać się do temperatury około 70 stopni, z tym, że w tym wypadku termometr już kompletnie nie jest potrzebny. Wystarczy patrzeć do garnka. Kiedy płyn zaczyna się rozwarstwiać i pływają w nim małe grudki, to jest właśnie ten moment, żeby zdjąć go z ognia. Teraz zawartość garnka studzę.
Zwykły durszlak wykładam lnianą szmatką i wieszam za uszy w dopasowanej misce, tak, żeby płyn mógł odciekać. Na szmatkę w durszlaku wylewam zawartość garnka. Odlewam zawartość miski i ponownie wieszam w niej durszlak. Tak zostawiam sobie to na noc. Rano tylko przekładam gotowy ser na talerzyk, jak ciasto, czyli przez odwrócenie durszlaka. 
Zwykle wychodzi mi z takiej porcji 30-40 dag twarogu.
Taki twaróg można od razu zjeść. Można też przerobić na sernik albo na leniwe. Albo zrobić z niego fantastyczny ser, który robiła kiedyś Moja Babcia. Chociaż wymaga to trochę cierpliwości.

S e r    S m a ż o n y

Składniki:

1/2 kg twarogu
1 jajko
sól
ulubiony dodatek
1/3 łyżeczki sody oczyszczonej

Wykonanie:



Najlepiej, żeby ser trochę poleżał. Szkoda używać do tego bardzo świeżego twarogu. Tak około tygodnia. A później i tak trzeba go "popsuć". 
Ser wkładam do wysokiego naczynia (przetestowałam - miska jest za niska), rozkruszam widelcem i posypuję sodą. Odstawiam - latem wystarczy doba, zimą potrzeba trochę więcej czasu. Liczy się efekt - ser nadaje się do dalszej obróbki, kiedy wygląda jakby chciał uciekać z naczynia, czyli zaczyna kipieć. Dlatego właśnie potrzebne jest wysokie naczynie. 
Taki ser przekładam do garnka i gotuję na parze. Moja Babcia dodawała do niego trochę masła, ale nie jest to niezbędny dodatek. Mieszając gotuję go na parze tak długo, aż rozpuszczą się wszystkie serowe grudki. Pod koniec wbijam jajko. Można wbić dwa, ser zachowa wtedy bardziej płynną konsystencję. 
A później mieszam z dodatkiem. Babcia dawała kminek, ja najbardziej lubię z posiekanym koperkiem. Ale wrzucić można do niego wszystko: podsmażone pieczarki, kawałki szynki. Co kto lubi. 
Wystarczy przelać do miseczki i wystudzić. 

S m a c z n e g o !

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz