środa, 31 sierpnia 2011

Botwina na Ciepło

"Botwinka u nas wysoce niedoceniana jest." - naoglądałam się "Rancza" i została mi z tego taka dziwna składnia :) W każdym razie chciałabym wystąpić jako orędowniczka botwinki. Bo, rzeczywiście, korzystamy z niej niemal wyłącznie w zupach. A tymczasem liść młodego buraka, jest naprawdę fantastyczny w smaku. Najprościej go po prostu udusić (choć bez zbrodniczych zamiarów, bo botwinka Bogu Ducha winna, a właściwie niewinna, ocet winny). 
Botwinka Uduszona



Składniki:

pęczek botwinki (albo nawet dwa)
2 ząbki czosnku
3-4 łyżki tomatery
2-3 łyżki oleju słonecznikowego
sól, pieprz do smaku

Wykonanie:

Liście buraka opłukałam pod zimną wodą, a później zblanszowałam,  czyli wrzuciłam na minutę do wrzątku, a później zanurzyłam w zimnej wodzie, żeby liście zmiękły, ale pozostały jędrne. No i posiekałam odrobinę. Czosnek pokroiłam w plasterki, wrzuciłam na zimny olej, leciutko posoliłam i postawiłam na maleńkim ogniu. Gdy czosnek się zrumienił dorzuciłam botwinkę, a gdy zmniejszyła objętość jak szpinak, dolałam troszkę tomatery, doprawiłam i na chleb. Akurat na grzanki czosnkowe nie miałam ochoty, ale czasem i tak bywa. Tym razem zjadło się ze świeżym, domowym pieczywem.

S m a c z n e g o !

niedziela, 28 sierpnia 2011

Kobler z Mirabelkami

Dog in the fog, czyli ni pies ni wydra, a właściwie ni ciasto, ni zapiekanka. Ale za to jaka pyszna! Cudowna na upały, absolutnie bardziej orzeźwiająca niż słodka i perfekcyjnie owocowa. A do tego wyjątkowo szybka i łatwa w przygotowaniu. 
Ponownie, z książki Ewy Wachowicz "Słodki Świat". Od dawna już szukałam czegoś w rodzaju crumble, ale bez kruszonki. Albo z jakąś inną modyfikacją. Bo crumble są wszędzie; agrestowe, porzeczkowe, truskawkowe, śliwkowe, z kruszonkami tradycyjnymi, orzechowymi, migdałowymi, kokosowymi. A ja chciałam trochę inaczej. 
I właśnie wtedy Pani Ewa przypomniała mi o koblerze. Nie uczyniłam wielu modyfikacji. Właściwie tylko dwie. Kobler powinien być ze śliwkami, a ja użyłam mirabelek, które obrodziły nam w tym roku wyjątkowo i uparcie paskudzą trawnik, aż żal było nie wykorzystać. Drugą zmianą jest dekorowanie ciasta przed podaniem, posypałam mieszanką cukru pudru z kakao. Zrezygnowałam też z aromatu cytrynowego, dając pierwszeństwo mirabelkom. No i jak zwykle zaokrągliłam ilość użytych składników do pełnych 5 dag. Moim zdaniem: prawdziwa rewelacja!

Kobler z Mirabelkami



Składniki: 

  • 75 dag mirabelek (lub śliwek)
  • 15 dag cukru
  • 1 łyżka wody
  • 20 dag mąki
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 15 dag zimnego masła
  • 1 jajko
  • 1/2 szklanki mleka
  • szczypta soli
  • cukier puder i kakao do dekoracji


Wykonanie:

Wypestkowałam mirabelki i podzieliłam je na połówki, zmieszałam z połową cukru i wrzuciłam do garnka, do którego wlałam uprzednio łyżkę wody. Trzymałam wszystko na maleńkim ogniu tylko tyle, by owoce puściły sok i zaczęły lekko błyszczeć.
Mąkę zmieszałam z proszkiem do pieczenia i resztą cukru, razem z masłem wyrobiłam z tego kruszonkę. Jajko szybko zmiksowałam z mlekiem i solą, wmieszałam w to kruszonkę. 
Owoce przełożyłam do naczynia żaroodpornego i zalałam ciasto. Zapiekałam 40 minut w 180 stopniach, aż wierzch ładnie zbrązowiał. Podawałam jeszcze ciepłe posypując na talerzykach mieszanką cukru pudru i kakao. 



S m a c z n e g o !

sobota, 27 sierpnia 2011

Polenta z Grzybami

Wciąż mam zapasy polenty, na którą rodzinka trochę kręci nosem. Ale kiedy Julka i Wojtek przynieśli mi w prezencie własnoręcznie zebrane grzyby, od razu wiedziałam, że nadeszła chwila na polentę. W koszyczku z grzybami było wszystko; kurki, maślaki, panienki, zaplątał się nawet prawdziwek. A więc polenta z gulaszem z grzybów! Dodatkową zaletą jest fakt, że dzięki temu, że wszystko po prostu miałam w kuchni, a grzyby dostałam w prezencie, czuję się, jakbym zrobiła dość wykwintny obiad z niczego. Prawie jak krupnik na gwoździu :)

Babeczki z Polenty

Składniki:

  • 1 filiżanka polenty
  • 3 filiżanki bulionu warzywnego
  • 1 łyżka masła
  • 2 łyżki startego, żółtego sera
  • garść siekanej natki pietruszki
  • sól i pieprz do smaku

Wykonanie: 

Na wrzący bulion wrzucam polentę i od razu zaczynam mieszać, bo pęcznieje niemal natychmiast. To ważne, bo polenta łatwo się przypala. Gdy zrobiła się całkiem gęsta, dorzuciłam masło, ser i pietruszkę. Wyłączyłam ogień. Gęstą, gorącą masę przełożyłam do staroświeckich, metalowych foremek na kruche babeczki i wstawiłam jeszcze na kwadrans do gorącego piekarnika. Później pozwoliłam im trochę przestygnąć i wyjęłam babeczki z foremek. 



Gulasz z Grzybów

Składniki:

  • 1/2 kg mieszanych, świeżych grzybów
  • sól, biały pieprz
  • odrobina mielonej, słodkiej papryki
  • garść siekanej natki pietruszki
  • 2 łyżki masła 
  • 2 ząbki czosnku
  • 1/4 niedużej cebuli
  • spory kieliszek białego, wytrawnego wina

Wykonanie: 

Grzyby starannie oczyściłam i każdy przetarłam suchą ściereczką, ale nie myłam. To ważne, bo zanurzone w wodzie grzyby błyskawicznie tracą smak i aromat. Pokroiłam na cienkie plasterki. Sklarowałam masło, czyli roztopiłam je na maleńkim ogniu, a później przelałam przez gazę, by mieć pewność, że się nie spali. Na tak przygotowany tłuszcz wrzuciłam grzyby i posiekaną cebulę, osoliłam i poddusiłam chwilę. Gdy wpiły tłuszcz,podlałam winem. Dopiero na końcu doprawiłam pieprzem i papryką, dorzuciłam zmiażdżony czosnek i natkę. Krótko przemieszałam, zdjęłam z patelni i obrzuciłam grzybami babeczki z polenty. 


S m a c z n e g o !

czwartek, 25 sierpnia 2011

Bakłażan zapiekany z mozzarellą

Prawie jak pochwała prostoty. Przepis szalenie prosty, na dobrą sprawę raptem trzyskładnikowy, a najprawdziwsze w gębie niebo! Nie napiszę nic więcej, bo tu po prostu żadna rekomendacja niepotrzebna!

Bakłażan Zapiekany z Mozzarellą




Składniki:

  • 2 spore bakłażany
  • 25 dag mozzarelli
  • 1/2 szklanki sosu marinara
  • mąka do obtoczenia bakłażana
  • tłuszcz do smażenia (u mnie, oczywiście, olej słonecznikowy)
  • sól

Wykonanie:

Bakłażana pokroiłam w średniogrube plastry, posoliłam je obficie, ułożyłam na durszlaku i odstawiłam na godzinę, żeby wyciekł z nich gorzkawy sok. Później już tylko obtoczyłam plastry w mące i usmażyłam na gorącym oleju. 
Dno naczynia żaroodpornego wysmarowałam marinarą, ułożyłam na nim dachówkowo bakłażana, na wierzch porwałam połowę mozzarelli. Powtórzyłam całą operację tworząc drugie piętro. I wstawiłam do piekarnika, który nagrzałam, tradycyjnie, do 180 stopni. Nie jestem w stanie określić jak długo piekłam. Na pewno bliżej kwadransa niż godziny. Chodzi po prostu o to, żeby mozzarella na wierzchu lekko zbrązowiała i zaczęła bulgotać. 



S m a c z n e g o !

środa, 24 sierpnia 2011

Placuszki z cukinii

Podobno są niezwykle trudne. Na wielu blogach czytałam opinie, że trudno się je przewraca, że się rozpadają. Więc zwyczajnie się ich bałam. W końcu skusiłam się na przepis zaproponowany w programie "Kitchen Boss" przez Buddy'ego Valastro. I było warto! Nie rozwalają się nic a nic i są przepyszne.
Zaznaczam, oczywiście, że nie byłabym sobą, gdybym trochę nie zmodyfikowała przepisu :) Ostatecznie, z braku wielu włoskich składników i uczulenia na miętę, okazało się, że zrobiłam zupełnie inne placki. W polskich warunkach tańsze i z łatwiej dostępnych produktów, a też dobre. W składnikach podaję oryginalne produkty Buddy'ego, w opisie zaznaczam czym je zastąpiłam.

Placuszki z Cukinii



Składniki:

  • 2 średnie cukinie
  • 1 pęczek natki pietruszki
  • kilka listków świeżej mięty
  • 2 ząbki czosnku
  • 1 nieduża cebula
  • płatki suszonej papryki
  • 1/2 szklanki startego sera romano
  • 10 dag serka ricotta
  • sól i pieprz do smaku
  • 1/2 szklanki mąki
  • 2 jajka
  • olej słonecznikowy do smażenia

Wykonanie:

Cukinie, bez obierania starłam na najgrubszych oczkach tarki. Osobno posiekałam pietruszkę i czosnek (Buddy dorzucił jeszcze kilka listków mięty), dorzuciłam posiekaną cebulę (zwykłą, bo nie miałam akurat szalotki, której Buddy użył w oryginale). Pokroiłam jeszcze drobno papryczkę (Buddy użył suszonej, ja świeżej), dodałam żółty ser (Buddy użył Romano, ja zwykłego Ementalera) i biały serek. 
Porządnie osoliłam, doprawiłam pieprzem, którego w oryginale nie użyto wcale. Wrzuciłam garść mąki, żeby wszystko ładnie się skleiło, a na końcu dodałam startą i odciśniętą z wody cukinię. Jeszcze tylko zmiksowałam z jajkami i smażyłam na porządnie rozgrzanym oleju roślinnym. Po wyjęciu z tłuszczu osączałam na papierowym ręczniku.




S m a c z n e g o !

wtorek, 23 sierpnia 2011

Pożegnanie z truskawkami

Prafrazując mistrza "Spieszcie się zjadać truskawki . . . tak szybko odchodzą". W tym roku, w związku z wakacyjną przerwa, trochę je przegapiłam na blogu. Postanowiłam to więc jak najszybciej nadrobić i pokazać wam ulubione, czekoladowe ciasto z truskawkową pianką. Zakup truskawek na straganie pod koniec sierpnia, to małe burżujstwo, ale co tam! Należy Wam się, bo przy okazji obchodzimy dziś małe święto - właśnie dzisiaj "Chatka Wiedźmy" przekroczyła 20 000 odwiedzin, a wczoraj padł mały rekord, odwiedzono mnie prawie 500 razy. Dziękuję! 

Czekoladowe Ciasto z Truskawkową Pianką




Składniki na ciasto:

  • 1 szklanka mąki
  • 1 szklanka cukru
  • 1/3 szklanki dobrego, ciemnego kakao
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • szczypta soli
  • 1/2 szklanki maślanki
  • 1/2 szklanki roztopionego masła
  • 2 łyżeczki cukru waniliowego
  • 1/2 szklanki ciepłej wody

Składniki na truskawkową piankę:

  • 1/2 kg zmielonego serka śmietankowego
  • 2 opakowania galaretki truskawkowej
  • 1/3 szklanki cukru pudru
  • 1 cukier waniliowy
  • 1/2 kg truskawek (kilka warto odłożyć do dekoracji)
  • jeszcze jedno opakowanie galaretki na wierzch

Wykonanie:

Wszystkie składniki ciasta wystarczy tylko wymieszać ze sobą, przelać do natłuszczonej i wysypanej bułką tartą tortownicy. Piekłam 45 minut w 180 stopniach. Wyjęłam, przestudziłam i przekroiłam na dwa krążki.
Ser zmiksowałam z cukrem i cukrem waniliowym oraz połową truskawek. Dorzuciłam resztę truskawek pokrojonych w drobne cząstki. Galaretki rozpuściłam w 1/2 szklanki gorącej wody, ostudziłam i wmiksowałam do masy truskawkowo-serowej. 
Gotową masą przełożyłam ciasto, resztkę roszmarowałam na wierzchu. Ułożyłam na niej połówki odłożonych wcześniej truskawek i zalałam ostatnią galaretką. Na noc wstawiłam do lodówki, żeby zdążyło się ściąć. 

S m a c z n e g o ! 

Specjalnie dla Nazgulicy


Nazgulica sprawiła mi nieziemską radość. Zostawiła wczoraj komentarz, a nawet wyraziła życzenie. I ja, to pierwsze życzenie na moim blogu, jako całkiem przyzwoita Wiedźma, zamierzam spełnić. Szczególnie, że o ile dobrze wyczytałam na Jej blogu, Nazgulica miała niedawno imieniny. Niech więc to będzie jednocześnie prezent ode mnie.
Otóż, Nazgulica napisała wczoraj:

"Dlaczego ja jestem na diecie? *.*
Zamiast robić mi smaku mogłabyś wrzucić tu jakiś fajny dietetyczny przepis który byłby naprawdę smaczny ;)"


Kochana Nazgulico!

Co prawda, dieta jest całkowicie sprzeczna z moją filozofią, ale jednak, jak każda kobieta i ja czasami jej ulegam. Dlatego jakiś tam zestaw przepisów, owszem, mam. I specjalnie dla Ciebie zamierzam je teraz podać, mam nadzieję, że się przydadzą.

Zacznę może od tego, co już o dietach pisałam. Otóż sama będąc na diecie, zwykle mocno ograniczam mięso, za to zwiększam ilość jajek. Może dlatego wiem, że można zrobić jajecznicę i sadzone całkowicie bez tłuszczu. O takich właśnie dietetycznych sposobach na jajka, pisałam tutaj.


O, a tutaj jest przepis na domowy chlebek, w 100% razowy. Bardzo przydatny podczas diety. Znacznie bardziej sycący niż pieczywo chrupkie, niskokaloryczny i w dodatku, wspomaga trawienie. A jest prawdziwym chlebem, który wcale nie przypomina w smaku rozmoczonych w wodzie wiórów, jak większość pieczywa "fit" dostępnego w sklepach.






Kolejny post, który polecę Ci u siebie, to sposób na własnoręczne wykonanie nabiału. Zwykły biały ser z maślanki jest chudszy, niż chudy ser kupowany w sklepie, za to ma kremowość śmietankowego. Kiedy się znudzi w podstawowej formie, można wykonać z niego ser smażony, np. z koperkiem, który świetnie spisuje się na kanapkach jako zastępca wysokokalorycznego sera żółtego. A na dodatek sposób na przygotowanie domowego jogurtu. Wiele osób żaliło mi się, że jest z nim problem. Bo do odtłuszczonych dosypuje się kilogram cukru, a te bez cukru są tłuste. Ten jogurt można przygotować z odtłuszczonego mleka i dosłodzić słodzikiem. Link tutaj.



O, a tutaj udało mi się kiedyś stworzyć absolutnie autorski przepis na pyszną rybę w sosie brokułowym na bazie jogurtu. Gdyby ją zgrilloować, albo upiec w piekarniku (wystarczy ułożyć na folii aluminiowej, posypać solą i ulubionymi przyprawami i trzymać w piekarniku nagrzanym do 220 stopni do miękkości, zwykle wystarcza około 20 minut). Ja upiekłam do tej ryby ciemne bułeczki, ale myślę, że śmiało można ją też zjeść z ryżem.

A w razie gwałtownego kryzysu i potrzeby czegoś słodkiego, bo wiem z doświadczenia, że to podczas diety bywa ogromny problem, można zapodać sobie taką szarlotkę. Dużo jabłek, rodzynki, zaledwie odrobina cukru, kilka kropel rumu i suchary zamiast ciasta. W smaku naprawdę cudowne.





No dobrze. To tyle, jeśli chodzi o grzebanie w archiwach bloga. Ale mam jeszcze kilka niespodzianek, chociaż nie wszystkie sfotografowane i nie wszystkie są w pełni przepisami :) Mam nadzieję, Nazgulico, że się przydadzą. Nie byłabym przecież sobą, gdybym pominęła cukinię. A o tej porze roku to wręcz grzech odchudzać się bez jej pomocy :)

Cukinia duszona w jogurcie



Składniki:


  • 2 cukinie
  • 2 ząbki czosnku
  • 1 łyżka oleju słonecznikowego
  • 300 ml jogurtu naturalnego 0%
  • 1 szklanka bulionu warzywnego
  • sól, pieprz do smaku
  • garść siekanego koperku

Wykonanie:

Cukinię kroję na plasterki, wrzucam na olej, na którym już zezłociły się dwa ząbki zmiażdżonego czosnku i smażę. Gdy wpije olej stopniowo podlewam bulionem, aż stanie się lekko szklista i zmięknie. Na koniec dolewam jogurt i doprawiam do smaku. Ta potrawa bardzo lubi dodatek czosnku i nie radzę z niego rezygnować. Jeśli lubisz jego smak, dodaj jeszcze ząbek na sam koniec. Jedzenie na diecie nie może być nijakie. Trzymam jeszcze chwilę na ogniu aż jogurt się zagotuje, wyłączam gaz i posypuję koperkiem. Można jeść samo, jest naprawdę pyszne, ale można potraktować też jako dodatek do pełnoziarnistego makaronu. 


Sałata Mojej Mamy



Mama zwykle przyrządza ją w pieć minut latem, kiedy zgłodniejemy wieczorem. Chodzi o to, żeby nie przesadzać z kaloriami na noc. I to jest najlepsza sałata, jaką w życiu jadłam, żaden olej, żaden ocet, tylko dobry, kwaśny gęsty jogurt. Najlepszy będzie bałkański, ale zależy to od tego jak bardzo rygorystyczna jest Twoja dieta. Możesz też użyć odtłuszczonego. Potrzebna jest sałata. Może być zwykła, ale najlepiej smakuje na mieszance. Dokładam zwykle trochę rukoli, szpinaku i lollo rosso. Do tego pomidor albo dwa w ósemkach, ogórek i rzodkiewki w plasterkach. Konieczne jest jajko, koniecznie jeszcze lekko ciepło. Do tego sól, pieprz i rzeczony jogurt. Wierz lub nie, ale to jest absolutnie przepyszne.

Kurczak z tzatzikami

To jest potrawa absolutnie leniwa i bardzo szybka. Czasami wracając z praca kupuje połówkę kurczaka z rożna. W domu zdejmuję z niego skórę i rwę mięso na drobne kawałeczki. Do jogurtu naturalnego dodaje trochę soku z cytryny, ścieram na grubej tarce świeżego ogórka, doprawiam solą i pieprzem, a później polewam tym sosem kurczaka. I już.

Pulpeciki w sosie jogurtowo-koperkowym

Ja za tym nie przepadam, bo nie lubię gotowanego mięsa. Ale moja Mama się zajada, może Tobie też podpasuje? Do drobiowego mięsa mielonego, zamiast bułki tartej dodaję kilka łyżek otrębów, wyrabiam z jajkiem i przyprawami. Później gotuję w drobiowym bulionie i na koniec zaciągam go jogurtem i dosypuję siekanego świeżego koperku ile się da. Najlepiej pasuje chyba do ryżu.

No i wreszcie mój faworyt, absolutnie ukochany przepis, który przygotowuję bez względu na dietę.

Roladki z kurczaka nadziewane twarożkiem 
zanurzone w sosie bazyliowym



Składniki: 

  • 2 piersi z kurczaka
  • 25 dag chudego, białego sera
  • 1/2 niedużej cebuli
  • pęczek szczypiorku
  • 1 kubeczek jogurtu naturalnego
  • 1 szklanka bulionu drobiowego
  • garść listków świeżej bazylii
  • sól, pieprz do smaku

Wykonanie:

Ser rozprowadzam łyżką jogurtu, by zamienił się w kremową pastę, doprawiam, mieszam z posiekana cebulką i szczypiorkiem. Piersi kurczaka rozbijam tłuczkiem i dzielę na 4 kotlety. Posypuję solą i pieprzem, nakładam do środka serek i zwijam w roladki. Zabezpieczam nitką, bo ten ser podczas pieczenia ma skłonności do wypływania i wykałaczka nie wystarczy. Ja te roladki grilluję, ale myślę, że można też obsmażyć na odrobinie tłuszczu, albo po prostu upiec w piekarniku. 
Podgrzewam bulion, zaciągam jogurtem (oczywiście najpierw kilka łyżek bulionu do jogurtu, a dopiero później jogurt do garnka) i pozwalam, żeby się zredukował do połowy. Wtedy dorzucam jeszcze posiekaną bazylię, doprawiam. Przekładam roladki do sosu i duszę w nim jeszcze powiedzmy, 20 minut. 
PS. Do roladek można włożyć właściwie wszystko. Mnie bardzo smakuje też wersja z suszonymi morelami, które wcześniej namaczam w soku pomarańczowym i posypuję białym pieprzem. Żeby pierś z kurczaka nie była taka sucha, warto wcześniej namoczyć ją w maślance.

Pewnie nikt w to nie uwierzy, ale mam też przepisy na ekstradietetyczne ciasta :) Wypróbowane i naprawdę dobre, ale i tak zalecam je z umiarem i tylko w razie gwałtownego kryzysu. Przygotowałam je kiedyś pod katem diety dr.Dukana.

Letnie ciasto z owocami



Składniki:

  • 1/2 kg mąki kukurydzianej
  • 5 białek jaj
  • 3 łyżki płynnego słodziku do pieczenia
  • 30 dag serka homogenizowanego
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1 opakowanie kiślu wiśniowego
  • 1/2 kg wiśni lub innych owoców


Wykonanie:

Mąkę z serkiem, proszkiem do pieczenia i 2 łyżkami słodziku zagniatam na gładkie ciasto. Dzielę je na dwie kule w stosunku 2/3 i 1/3. Większą część rozwałkowuję na wielkość blachy, mniejszą chowam do zamrażalnika. Nakłuwam widelcem i podpiekam przez kwadrans w piekarniku nagrzanym do 180 stopni. Jeśli owoce są bardzo soczyste, mieszam je z kilkoma łyżkami mąki lub bułki tartej, żeby nie spowodowały zakalca. Białka ubijam z pozostałym słodzikiem na sztywną pianę. Owoce wykładam na ciasto, a na nich układam piane z białek. Na wierzch ścieram na tarce zamrożone ciasto. Piekę około godziny w 180 stopniach. 

Gdzieś mam jeszcze przepis na sernik, ale chwilowo zaginął. Jeśli znajdę dam znać. Moja Mama robiła też kiedyś taki podrabiany bigos; młodą kapustę gotowała w bulionie, mieszała z kiszoną, a później dodawała koncentrat pomidorowy, lekko podsmażone pieczarki, pokrojone w kostke piersi kurczaka i dusiła razem. Ale dokładnych proporcji nie znam. Może uda Ci się je wymyślić samodzielnie :)

Myślę, że o tej porze roku nie powinno być specjalnego problemu - sądzę, że większość włoskich past warzywnych, o ile uważać na ilość użytej oliwy i użyć pełnoziarnistego makaronu, nada się świetnie. A oprócz tego trwa przecież arbuzowe błogosławieństwo, arbuz to świetny, bardzo niskokaloryczny owoc.

Moim zdaniem, warto też zacząć od drobiazgów, a niemal każdy przepis da się dostosować do najostrzejszej nawet diety. Najchudsze znane mi mięso to pierś z kurczaka. W duecie z rybami. Czarne pieczywo zamiast białego. Słodzik zamiast cukru i jogurt zamiast śmietany. I dużo, dużo tego, pod czym uginają się teraz stragany; cukinii, bakłażanów, arbuzów, śliwek, jabłek, kabaczków, dyni, ogórków, pomidorów. Pułapką są podobno brzoskwinie, winogrona i banany. Para, grill i piekarnik zamiast smażenia. Do tego pięć regularnych posiłków przed 18:00 plus odrobina ruchu i chyba powinno wystarczyć? O, proszę jaka ja jestem mądra. Cóż, życzę powodzenia i wytrwałości, bo mnie nigdy nie starczyło jej do przestrzegania własnych mądrości. Za bardzo kocham gotować i jeść, wiec wolę być gruba i szczęśliwa :) Trzymam kciuki!

Mam nadzieję, że pomogłam i przynajmniej część tych przepisów Ci się przyda.

Smacznej diety!

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Zmiany, zmiany i Małgorzata

Ci, którzy odwiedzają mnie częściej, od razu zauważą jak bardzo moja chatka zmieniła się od wczoraj; nowe logo i szata graficzna. Uporządkowałam wreszcie spis treści. Podjęłam też ryzyko stworzenia strony bloga na facebooku, w końcu do odważnych świat należy :) Stworzyłam też dodatkowe podstrony, żebyśmy mogli poznać się lepiej i spróbować . . . zrealizować marzenia. Pewnie nie stanie się to  ciągu tygodnia, czy dwóch, ale może kiedyś gotowanie stanie się czymś więcej niż tylko pasją? W końcu każdemu wolno marzyć. Się zobaczy. Co do umieszczenia na blogu reklam, mam mieszane uczucia. Potestuję je przez miesiąc i sprawdzimy, na ile nie przeszkadzają :)

W każdym razie bardzo jestem ciekawa, jak Wam się te zmiany podobają? Chciałabym, żeby wszystkie osoby, które zdążyły już polubić mnie i moją kuchnię, nadal czuły się tu dobrze :)

 Moja Małgorzata przed wsunięciem do pieca

Ale, ale . . . to, że pozmieniałam trochę, nie znaczy jeszcze, że obejdzie się dziś bez gotowania! Może to trochę banalne, ale podobnie jak większa połowa(!) ludzkości jestem wielbicielką pizzy. Robiąc porządki odkryłam, że jeszcze nie podałam na nią przepisu! Spieszę więc nadrobić to niedopatrzenie. Przepis na ciasto dostałam do prawdziwego Włocha i bardzo polecam. Wychodzi z niego naprawdę dobra pizza, której nie czuć drożdżami, jak w większości pizzerii, a poza tym kawałki się nie zginają, co podobno jest najlepszym testem na jakość. 

W kwestii dodatków oświadczam, że jestem purystką. Najbardziej smakuje mi typowa margherita, bez żadnych dodatków. Sos pomidorowy, mozzarella i świeża bazylia w zupełności wystarczą mi do pełni szczęścia.

Nie będę tu przytaczać historii receptury, bo i tak wszyscy już ją znają. Napiszę tylko, że okazję do jej upieczenia miałam nawet podwójną. Zostało mi trochę marinary i akurat odwiedzili mnie Julka z Wojtkiem. Mam nadzieję, że wpadną tu na chwilkę, by wystawić jej recenzję :)

Pizza Małgorzaty
(porcja na 1 sztukę o średnicy ok.33 cm,
na grubym cieście)


 
Składniki na ciasto:

1 czubata szklanka mąki pszennej
ok. 1/2 łyżeczki swieżych drożdży
1/2 łyżeczki soli
1 łyżka oliwy z oliwek *
50 ml ciepłej wody

Dodatki:

200 ml sosu marinara
1 kulka mozzarelli **
porządna garść listków świeżej bazylii

Wykonanie:

Wszystkie składniki wrzuciłam do robota i miksowałam porządne 10 minut, aż wytworzyła się zwarta, pokryta glutenem kula, która łatwo odchodziła od brzegów miski. Wyrobione ciasto odstawiłam na godzinę do wyrośnięcia. Oblałam jeszcze tylko odrobinką oliwy, żeby nie przywarło do naczynia.
Po tym czasie wyjęłam ciasto z miski, krótko wyrobiłam, uformowałam z niego kulę i odstawiłam na kolejne 40 minut. Rozwałkowałam na okrągły placek i ułożyłam na specjalnym, dziurkowanym talerzu.***
Nabierką do zup rozprowadziłam na cieście sos marinara, ułożyłam na wierzchu plasterki sera i posypałam podartymi niezbyt drobno liśćmi bazylii. Natychmiast wsadziłam do nagrzanego piekarnika, żeby nie zdążyła zbyt mocno wyrosnąć. 
Piekłam niecały kwadrans w 200 stopniach. 



S m a c z n e g o !

* normalnie użyłabym oleju słonecznikowego, ale przecież nie w tym wypadku!
** ilość dowolna, spokojnie można użyć 2 lub 3, to tylko kwestia gustu. Ja akurat miałam w lodówce tylko jedną kulkę, więc po prostu domieszałam do sosu jeszcze trochę takiej startej
*** pizzę najlepiej piecze się na kamieniu, ale ja niestety, jeszcze nie dorobiłam się własnego, z braku może być nawet zwykła blacha, tortownica albo forma do tart.

sobota, 20 sierpnia 2011

Cukinia zapiekana na chrupiąco.

Ja nic na to nie poradzę. Ja je kocham bezgranicznie. Gdy kończy się jagodowo-truskawkowy lipiec i sierpień zaczyna mijać się z wrześniem, moja dieta zaczyna się składać z dwóch podstawowych składników: cukinii i bakłażana. Smażę je, grilluję, duszę, wrzucam do sosów i dodaję do makaronów, a przede wszystkim, zapiekam. 
Chwilowo więc odkładam na bok warzywa w słodyczach (choć jeszcze jeden wpis będzie), żeby zaprezentować przynajmniej część swoich bakłażanowo-cukiniowych dokonań. Uprzedzam tylko, że porcje podaję niewielkie, bo po pewnym czasie moja rodzina zaczyna mieć dość i przyrządzam te cuda tylko dla siebie.
Skoro wczoraj było ciasto z cukinią, to pójdźmy za ciosem.

Cukinia zapiekana na chrupiąco
 


Składniki:

  • 1 spora cukinia
  • 1/2 dużej cebuli
  • sól, pieprz
  • 1 łyżka posiekanej natki pietruszki
  • oliwa z oliwek
  • 2 łyżki mocnego koncentratu pomidorowego *
  • 1/2 szklanki bułki tartej
  • 1/4 szklanki tartego, żółtego sera **
  • 1 ząbek czosnku
  • tłuszcz do smażenia ***

Wykonanie:

Cukinię kroję na dość cienkie plastry, drobno siekam cebulę. Pokrojone warzywa wrzucam na zimny tłuszcz i duszę, aż cukinia zrobi się całkiem wiotka i lekko szklista. Ostatnio widziałam bardzo podobny przepis u Buddy'ego Valastro, tyle, że on zamiast cukinię usmażyć, trzymał ją w soli. Spróbowałam, ale jakoś mi nie odpowiada. Zamiast świeżego smaku warzyw, wychodzi wtedy coś w rodzaju kiszonki. Wybór pozostawiam temu, kto gotuje. 
Wyłączam ogień, przerzucam warzywa z patelni do naczynia żaroodpornego i mieszam z koncentratem pomidorowym. Na sos z cukinii wrzucam wyciśnięty czosnek, natkę pietruszki, ser i bułkę tartą. Nie smażę tego, chodzi tylko o to, żeby bułka skleiła się z resztą składników i wchłonęła tłuszcz i smak ze smażonej cukinii. 
Taką bułkę wykładam na cukinię i zapiekam około 20 minut w temperaturze 200 stopni.

* Najlepsze jest pesto z suszonych pomidorów, ale nie zawsze da się dostać
** Oczywiście, najlepszy będzie parmezan, ale zasadniczo nie stać mnie na kupowanie go w olbrzymich ilościach, więc używam takiego, jaki akurat zalega mi w lodówce. Mozzarella też się nada, ale wtedy już chrupiąco nie będzie na pewno. Osobiście wcale mi to nie przeszkadza, i tak polewam kruszonkę sosem z warzyw :)
*** U mnie, oczywiście, olej słonecznikowy

S m a c z n e g o !

piątek, 19 sierpnia 2011

Ciasto Podwójnie Cukiniowe

Tyle jest ciast podwójnie czekoladowych, karmelowych, kawowych. A ja, z okazji mojej ulubionej durszlakowej akcji chantel "Warzywa w słodyczach" postanowiłam zdublować cukinię. Prezentuję więc ciasto, które nie tylko zawiera cukinię w sobie, ale cukinia pełni tu też rolę owocowego dodatku. Mocne w konsystencji, lekko słodkawe w smaku o wyraźnym aromacie cynamonu.
Inspiracji ponownie dostarczyła mi książka Ewy Wachowicz "Słodki Świat". Przyznam, że zupełnie nie rozumiem, dlaczego wszystkie polskie blogi zachwycają się Nigellą, podczas gdy Pani Ewa, jest niemal zupełnie pomijana. Przy okazji zachęcam wiec do korzystania z Jej książek, bo gotuje równie dobrze, a za to z produktów znacznie łatwiej u nas dostępnych i tańszych. 

Ciasto Podwójnie Cukiniowe



Składniki:

40 dag tartej cukinii
3 jajka
35 dag cukru
200 ml oliwy
(użyłam, jak to zawsze u mnie, oleju słonecznikowego)
10 dag mielonych orzechów włoskich
(akurat mi wyszły, więc użyłam 10 dag polenty)
42 dag mąki tortowej
(nie mam tak dokładnej wagi, więc użyłam po prostu 40 dag, a że chciałam, żeby było upiornie zdrowo, to użyłam pół na pół mąki zwykłej i razowej)
1 łyżeczka proszku do pieczenia
szczypta sody oczyszczonej
(też mi się skończyła, więc pominęłam)
1 cukier waniliowy
1 płaska łyżeczka mielonego cynamonu

Wykonanie: 

Mąki zmieszałam z proszkiem do pieczenia. Jajka miksowałam z cukrem i cukrem waniliowym 20 minut jak na biszkopt. Cały czas mieszając drewnianą łyżką dodawałam kolejno mąkę, oliwę, polentę (orzechy), cynamon i w końcu cukinię. Piekłam 50 minut w 180 stopniach. 

Ale skoro moim celem było takie upiornie zdrowe ciasto, nie chciałam dokładać mu czekolady. I znów z pomocą przyszła mi Pani Ewa, która przy zupełnie innym cieście zamieściła przepis na "Ananasy z cukinii". Troszkę go przetworzyłam i w ten sposób moje ciasto otrzymało drugą dawkę cukinii w zastępstwie konfitur. Tym razem poukładałam je na cieście, następnym razem w mieszam do środka jak do keksu.

Ananasy z cukinii




Składniki:

  • 50 dag cukinii
  • 1 szklanka wody
  • 1/2 łyżeczki kwasku cytrynowego
  • 15 dag cukru
  • 1 cukier waniliowy

Wykonanie:

Cukinie obrałam i pokroiłam w drobną kostkę. Wodę zagotowałam z kwaskiem cytrynowym, zalałam cukinię i zostawiłam na 24h. Następnego dnia wrzuciłam cukier i cukier waniliowy. Pogotowałam aż woda odparowała. Cukinie pięknie się zezłociły i skandyzowały. Rzeczywiście jak ananasy.


S m a c z n e g o !

środa, 17 sierpnia 2011

Marchewkowe Ciasteczka

Kiedy powiedziało się A, trzeba i B. Skoro powróciłam na bloga, trzeba i powrócić do kulinarnych akcji. Szczególnie tak uroczych, jak ta zorganizowana przez chantel z Przy Kubku Kawy. Zawsze powtarzam, że nie umiem żyć bez słodyczy, a te z dodatkiem warzyw lubię najbardziej, bo pozwalają mi oszukać wyrzuty sumienia. Że niby jak ma w sobie kawałek marchewki to od razu zdrowsze i mniej kaloryczne :) Ciiiiii . . . To jest oficjalna wersja i będę się jej trzymać. 



Przygotowałam więc sobie trzy propozycje i będę je po kolei do akcji dodawać. Na pierwszy ogień poszły ciasteczka marchewkowe. Może i powszechnie znane, ale osobiście przeze mnie ulubione. Nie znam po prostu lepszego przepisu na kruche ciasta, bywa że zastępuje nawet francuskie. Zdarzyło mi się już nawet zrobić na jego bazie napoleonki. Ten przepis wzięłam od Ewy Wachowicz, ale bardzo podobne były kiedyś pieczone Weekendowej Cukierni. Mają jeszcze jedną niewątpliwą dietetycznie zaletę: absolutny brak cukru. Są za to kruche, pyszne i nieważne ile się ich zrobi, zawsze znikają natychmiast. 

Marchewkowe Ciasteczka

Składniki:
  • 60 dag mąki
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 2 kostki zimnego masła (400 g)
  • 30 dag drobno startej marchewki
  • dobre, twarde powidła jako nadzienie
  • cukier puder do posypania
Wykonanie:

Wszystkie składniki (oprócz powideł i cukru pudru) po prostu wykładam na stolnicę i zagniatam gładkie, elastyczne ciasto. Formuję z niego kulę i wkładam na małą godzinkę do lodówki. Później rozwałkowuję najcieniej jak się da i kroję na kwadraty o boku 2-3 cm. Na każdy kwadracik nakładam łyżeczkę powideł i sklejam ze sobą wszystkie cztery rogi. Można formować pierożki albo rogaliki, zwijać rureczki albo co tylko komu przyjdzie do głowy. Ja wybrałam ten sposób, bo moim zdaniem tylko on gwarantuje, że powidła nie wypłyną. 
Czasem, kiedy chcę, żeby były bardziej chrupiące smaruję je jeszcze roztrzepanym jajkiem i rezygnuję z proszku do pieczenia. Innym razem, w wersji wegańskiej zastępuję masło margaryną. A ponieważ nie jestem purystką i marchewka i tak już wystarcza, żeby zagłuszyć moje wyrzuty sumienia, to jeszcze na gorąco posypuję je cukrem pudrem.

S m a c z n e g o !



wtorek, 16 sierpnia 2011

Moja Marinara

Czyli cudowny, pachnący ziołami sos pomidorowy na który jest tyle przepisów ile kobiet na Półwyspie Apenińskim. A może nawet trochę więcej. I, który niesie ze sobą pewną zagadkę. Mianowicie pół życia zastanawiam się, kto to u nas wymyślił, że "marinara" oznacza owoce morza? To chyba taka specyfika jak barszcz ukraiński, ruskie pierogi i ryba po grecku, ale w 90% polskich knajpek, kiedy zamówisz "spaghetti marinara", dostaniesz kluski ze skorupiakami, a często nawet bez pomidorów. Mam wrażenie, że to pozostałość po latach 90-tych, kiedy zaczynaliśmy kochać świat, bez znajomości jego języków. Komuś się pewnie po prostu skojarzyło :) 


W każdym razie, jak zapewne większość kuchennych blogerów doskonale wie, w kuchni włoskiej marinara nie kojarzy się wcale z granatem i bielą, a z czerwienią i odrobiną zieleni. Zazwyczaj, robiona co jakiś czas stoi sobie grzecznie w lodówce i czeka. Bo można od razu zanurzyć w niej makaron, albo używać później jako bazy do setki innych sosów. Albo polać nią ravioli. Albo posmarować pizzę. Jest we Włoszech równie istotna jak dobry bulion w naszej rodzimej kuchni. Ponieważ kuchnię włoską kocham bezkrytycznie, mam też, co oczywiste, swój własny sposób na marinarę.

Moja Marinara

Składniki:

  • 500 g tomatery *
  • 2 ząbki czosnku
  • garść świeżej bazylii
  • sól, pieprz
  • 2 łyżki oleju słonecznikowego **
  • 1 czubata łyżeczka cukru
  • sól

Wykonanie: 

Zaczynam od rozgniecenia jednego ząbka czosnku na zimny olej, posolenia go i dopiero wtedy postawienia na najmniejszym możliwym ogniu. Kiedy czosnek się zezłoci, szybko wlewam tomaterę. Szybko, żeby czosnek nie zdążył zmienić koloru na brązowy. Doprawiam jeszcze raz solą i wsypuję cukier, żeby złagodzić kwaśność pomidorów. Zostawiam sos na około 30 minut. Nie jest to konieczne, ale ja lubię gdy sos do makaronu jest gęsty, więc czekam aż sos się zredukuje. Niestety, trzeba uważać, bo będzie pryskać. Na koniec dorzucam jeszcze jeden ząbek czosnku i posiekaną bazylię. Mieszam ostatni raz i gotowe. Studzę i wstawiam do lodówki.
Jeśli ma pójść z makaronem, to ugotowany wrzucam do garnka i dorzucam jeszcze garść świeżej bazylii. Na talerzu posypuję startym serem. Wtedy czasami dodaję jeszcze oregano. Suszonego, bo to jedyna znana mi przyprawa, która jest bardziej aromatyczna po ususzeniu, niż świeża.

Smacznego!

* Tomatera to zagęszczony sok z pomidorów, co ważne surowych. Użycie tomatery znacznie skraca czas przygotowania sosu. Można samodzielnie rozgnieść wypestkowane pomidory, będzie smaczniej, ale znacznie dłużej. Tomatera jest moim kompromisem.
** Powinna być, oczywiście, oliwa z oliwek. Ale ja obstaję przy tym, że na oliwie się nie smaży i już. Do smażenia jest olej. A dobry olej słonecznikowy jest absolutnie neutralny.

sobota, 13 sierpnia 2011

Śniadanko dla Korporacyjnego Szczura

Czego dorabia się człowiek w korporacjach? Syndromu wypalenia zawodowego przed trzydziestką i wrzodów. Na szczęście istnieją na to fantastyczne lekarstwa. Na pierwsze - pasja do dobrej kuchni, na drugie - mleko, miód, banany i siemię lniane. Dlatego właśnie każdy Korporacyjny Szczur powinien od czasu do czasu zafundować sobie na śniadanie te cudowne bułeczki, na które przepis znalazłam u Dorotus. Pieką się szybko, zawierają większość łagodzących wrzody składników (bez przesady, banana można zjeść na deser), a w dodatku potrafią nieźle osłodzić życie prawdziwie miodowym zapachem. Cudownie smakują ze zwykłym, białym serem. W stosunku do oryginału wprowadziłam niewielkie tylko modyfikacje.

Miodowe bułeczki z siemieniem lnianym



Składniki:

  • 1 szklanka mleka
  • 3 łyżki miodu
  • 1 jajko
  • 2 łyżki dobrej jakości oleju słonecznikowego
  • 2 czubate szklanki mąki pszennej
  • 1,5 szklanki pszennej mąki razowej
  • 1/2 szklanki siemienia lnianego
  • 1 łyżeczka soli
  • 2 łyżeczki świeżych drożdży

Wykonanie:

Mleko podgrzałam z miodem i w lekko wystudzonym rozpuściłam drożdże. Pozwoliłam zaczynowi wyrastać około kwadransa. Zmieszałam mikserem z resztą składników i odstawiłam do wyrośnięcia na godzinę. Później uformowałam z ciasta 12 bułeczek i wstawiłam je do zimnego piekarnika nagrzewającego się do 180 stopni na około 35 minut. 



Smacznego!

wtorek, 9 sierpnia 2011

Smażone Zielone Pomidory

Pamiętacie ten film? Szczerze mówiąc, sama nigdy go nie widziałam. Czytałam za to książkę, która tajemniczo nagle gdzieś mi zniknęła. Pamiętam za to, że z tyłu znajdował się spis kilki fantastycznie prostych przepisów z domowej kuchni amerykańskiej. W tym również na tytułowe smażone zielone pomidory, które od lat już rozpalały moją kulinarną wyobraźnię. 
No i wreszcie, w tym roku, pomogła mi wredna, deszczowa aura, której moje wypielęgnowane, ogródkowe pomidory, po prosu nie przeżyły. W nawale deszczu i wichury uparcie spadają z krzaków zanim zdążą się zaczerwienić. W związku z powyższym całą zimę będziemy jeść sałatkę z zielonych pomidorów. Potrzebowałam nowego pomysłu. I wtedy przypomniała mi się stara, zagubiona książka. 



Z powodu tego zaginięcia, przepis musiałam wymyślić sama, ale wyszedł fantastycznie, więc postanowiłam się nim z Wami podzielić. 
Tyle tylko, że jest trochę bardziej włoski niż amerykański, bo jakoś nie mogłam oprzeć się temu, co do pomidorów pasuje najlepiej; czosnkowi i bazylii.

Smażone Zielone Pomidory 
(w cieście czosnkowo-bazyliowym)

Składniki:

3 duże, zielone pomidory
2 ząbki czosnku
garść liści świeżej bazylii
10 dag mąki
1/2 szklanki mleka
1 jajko
1/2 łyżeczki soli
pieprz 
1 łyżeczka cukru
olej słonecznikowy do smażenia



Wykonanie:

Pokroiłam pomidory w ósemki, które poprzekrawałam na połowę, a później w cienkie plasterki. Mleko zmiksowałam z jajkiem i solą, a później z mąką, cukrem, pieprzem, posiekanym czosnkiem i bazylią. Każdy, cieniutki plasterek pomidora zanurzałam w cieście i smażyłam na rozgrzanym oleju, na bardzo maleńkim ogniu aż do zrumienienia się, co jednak trochę trwało. Ale było warto. Potraktowane w ten sposób pomidory rozpadły się wewnątrz ciastowych poduszeczek na kwaskową, zieloną marmoladę, cudownie harmonizującą ze smakiem czosnku i aromatem bazylii. Po usmażeniu odsączałam z tłuszczu na papierowym ręczniku.
Następnym razem do ciasta dodam jeszcze szczyptę ostrej papryki. I może resztę pomidorów zesmażę w dip z odrobiną boczku i cebuli. 

S m a c z n e g o !